Wojna o ambasadorów się rozkręca

Wojna o ambasadorów się rozkręca

Czy Sikorski może prowadzić politykę zagraniczną ludźmi Macierewicza i Dudy?

Wojna o ambasadorów, której jesteśmy świadkami, to wierzchołek góry lodowej. Pokazuje nam ona wiele spraw równocześnie. Stan polskiej dyplomacji po ośmiu latach PiS i stan samego PiS, którego częścią jest Andrzej Duda – widać, że awantura jest cenniejsza niż funkcjonowanie państwa.

Zacznijmy od banalnej konstatacji – minister Sikorski 13 marca br. podjął decyzję o zakończeniu misji ponad 50 ambasadorów i o wycofaniu kilkunastu kandydatur zgłoszonych do akceptacji przez poprzednie kierownictwo resortu.

Czy to rzeź kadrowa? Czy osłabi to polską politykę zagraniczną? Czy w ogóle można coś takiego zrobić?

To pytania, które słyszeliśmy w ostatnich dniach. Co gorsza, padały na nie bałamutne odpowiedzi. Do rzeczy zatem…

I.

Po pierwsze, to żadna rzeź.

Pisaliśmy już o tym dwa tygodnie temu, więc tylko gwoli przypomnienia: zwyczajowo kadencja ambasadora wynosi cztery lata, skoro mamy 105 placówek w randze ambasady, to ok. 25-30 ambasadorów co roku wraca do kraju. W tym roku planowo powinno wrócić ok. 40, ponieważ część ambasadorów jest już na placówkach pięć lat i dłużej. Te zmiany wynikają z normalnej rotacji, musiałby je wprowadzić każdy minister spraw zagranicznych. Możemy zatem mówić o wymianie w odniesieniu do ok. 10 ambasadorów.

II.

Po drugie, PiS samo tego chciało.

Samo bowiem zaprojektowało system, w którym ambasadorowie nie są bezpartyjnymi urzędnikami, tylko partyjnymi nominatami. Potwierdził to zresztą Jacek Czaputowicz, szef MSZ w czasach PiS, w „Rzeczpospolitej”. „Na mocy ustawy o służbie zagranicznej z 2021 r. stanowiska ambasadorów stały się stanowiskami politycznymi – napisał. – Uzasadniając wprowadzenie tych przepisów, minister Zbigniew Rau porównał status ambasadora do statusu ministra czy wiceministra, którzy ponoszą odpowiedzialność przed większością parlamentarną wyłonioną w wyborach. (…)

W systemie wprowadzonym w 2021 r. kryterium oceny ambasadora nie jest to, czy wykonuje on swoją pracę dobrze czy źle, tylko czy ma on poparcie większości parlamentarnej. Ogłaszając wymianę ambasadorów, minister Radosław Sikorski postępuje zgodnie z literą i duchem obowiązujących przepisów”.

Słowa Czaputowicza warto uzupełnić. Gdy władzę obejmowało PiS, Witold Waszczykowski, szef MSZ w rządzie Beaty Szydło, mówił: „Jest oczywiste, że każdy nowy rząd dopasowuje ludzi, a także struktury, w których oni działają, do swoich potrzeb”. I dodawał: „Żadne stanowisko ambasadorskie nie jest stanowiskiem pracy chronionej”. Był zresztą naciskany przez Jarosława Kaczyńskiego, że zbyt wolno wymienia ambasadorów. W lipcu 2017 r. tłumaczył się w Programie I Polskiego Radia tak: „We wszystkich najistotniejszych placówkach nastąpiły olbrzymie zmiany. Od Moskwy po Stany Zjednoczone już dawno wymieniliśmy ambasadorów. Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony tymi słowami, dlatego, że spotkałem się z prezesem kilka dni przed kongresem i omówiliśmy te wszystkie sytuacje, jakie mają miejsce w MSZ. Zmiany następują”. W ten sposób Waszczykowski ujawnił głównego kadrowego MSZ.

III.

Po trzecie, Duda powinien ustąpić.

Konstytucja mówi, że rząd prowadzi politykę zagraniczną; ustawa zasadnicza dodaje jednak, że prezydent podpisuje nominacje ambasadorskie. Innymi słowy, to szef MSZ (i premier) wysyła ambasadora, który ma prowadzić politykę rządu, ale osoba ta musi zostać zaakceptowana przez prezydenta. W obecnych warunkach jest to pole konfliktu. Zwłaszcza że Andrzej Duda nie zamierza ustępować.

A Radosław Sikorski? Nie powinien. Jeżeli chce mieć sprawne narzędzie realizacji polityki zagranicznej, musi w MSZ dokonać zmian personalnych. Dziś bowiem ministerstwo jest w znacznej mierze firmą dysfunkcjonalną. Za granicę wysłano nie dziesiątki, ale setki ludzi nieprzygotowanych do zadań, które powinni wykonywać, niekompetentnych, często nawet nieznających języków obcych. Wyjechali tylko dlatego, że byli zaufanymi partii rządzącej.

Dziś publicyści prawicy wołają, że powrót tych osób do kraju będzie szkodził polskiej racji stanu. Że przecież Duda nie podpisze ich odwołania, więc ambasadami kierować będą chargé d’affaires. A to stopień niżej, klęska. To zaważy na naszych stosunkach dyplomatycznych. Czyżby?

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 13/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Więcej w Notesie Dyplomatycznym

Fot. Wojciech Olkuśnik/East News

Wydanie: 13/2024, 2024

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy