Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nagła śmierć polskiego euroentuzjazmu. Jaką strategię wyborczą obierze Tusk?

Rząd Donalda Tuska może przekonywać, że będzie w stanie lepiej zapewniać bezpieczeństwo niż PiS w relacjach z zagranicznymi partnerami, bo ma większe wpływy w UE. Rząd Donalda Tuska może przekonywać, że będzie w stanie lepiej zapewniać bezpieczeństwo niż PiS w relacjach z zagranicznymi partnerami, bo ma większe wpływy w UE. Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Polityka nowego rządu jest w istocie bardziej suwerennościowa, niż to było w przypadku PiS, ponieważ Donald Tusk jest częścią europejskiego mainstreamu i traktuje się go poważnie, podczas gdy partia Jarosława Kaczyńskiego mogła jedynie pokrzykiwać bez skutku z marginesów europejskiej polityki.

Kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zapowiada się nietypowo. W przeszłości istniał w Polsce wyraźny podział na partie euroentuzjastyczne i eurosceptyczne. Teraz euroentuzjazm wyparował.

Główne motywy, które pojawiały się ostatnio w polityce europejskiej rządu, to suwerenność i sprawczość. Premier Donald Tusk poparł protest rolników skierowany przeciwko Zielonemu Ładowi, wypowiadał się mocno na temat ochrony granic zewnętrznych UE, opowiedział się przeciw paktowi migracyjnemu, walczył o ograniczenie importu produktów rolnych z Ukrainy. Na temat przyszłych reform UE rząd wypowiada się chłodno.

Donald Tusk i Radosław Sikorski mówią natomiast twardo, jak na standardy języka dyplomatycznego, o konieczności zwiększenia wsparcia dla Ukrainy i wysiłków w sferze obronności. Jednocześnie rząd chwalił się szybkim odblokowaniem pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy – pierwszy przelew w wysokości 27 mld zł już trafił do Polski. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar ogłosił zaś przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej.

Wszystko to ma swoją logikę polityczną. Pierwszy aspekt to porachunki krajowe. W kampanii wyborczej PiS zarzucał Koalicji Obywatelskiej, że będzie działać w interesie Niemiec, a Jarosław Kaczyński straszył Polaków, że Polska utraci niepodległość. Tymczasem działania nowego rządu mają pokazywać, że liberalna władza jest w stanie ustawić się w opozycji do UE, gdy wymagają tego krajowe interesy. A przy tym pokazuje, że potrafi skutecznie współpracować z partnerami (Prokuratura Europejska) i osiągać wymierne cele (KPO).

Czytaj też: Szczyt UE. „Gdyby słowa zamieniały się w pociski, Europa byłaby potęgą”

Niemcy zabiły polski euroentuzjazm?

Ale jest również głębszy powód, który nie sprowadza się do wewnętrznego konfliktu politycznego. Chodzi mianowicie o kolejny krok w procesie demitologizacji Zachodu. W przeszłości Zachód i Europa były w polskiej polityce idealizowane, co wyrażało się w popularnym powiedzeniu: „na Zachodzie byłoby to nie do pomyślenia”. W 2016 r. wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA i referendum w sprawie brexitu pokazały, że całkiem wiele jest tam do pomyślenia, a polityczny cyrk może być nawet większy niż u nas.

Kolejnym wstrząsem był w tym kontekście 2022 r. i reakcja krajów Europy Zachodniej na inwazję Rosji na Ukrainę. W wielu przypadkach odbiegała od polskich oczekiwań, co dotyczyło w szczególności polityki niemieckiej. Dodatkowy czynnik polegał na tym, że chodziło o sprawy bezpieczeństwa – a zagrożenie ze wschodu jest w Polsce kwestią egzystencjalną. A więc nie ma żartów.

Miało to wymierne konsekwencje: euroentuzjazm stał się stanowiskiem naiwnym. Oznacza to, że integracja nie daje automatycznych gwarancji bezpieczeństwa i dobrobytu – inaczej, niż bywało w przeszłości, nie można domyślnie założyć, że jeśli coś jest europejskie, to jest dobre.

Tak oto rodził się liberalny eurorealizm. Suwerennościowa postawa rządu Tuska jest nie tylko ruchem defensywnym wobec pisowskiego populizmu, lecz również odpowiedzią na rozwijający się w społeczeństwie lęk i podkopane zaufanie do Zachodu. Dla Tuska nie jest to zaś postawa nowa – wykazywał podobne stanowisko już w czasie pełnienia funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej, choćby w sprawie ochrony granic zewnętrznych UE.

Nowy rząd może w tym kontekście argumentować, że jego polityka jest w istocie nawet bardziej suwerennościowa, niż to było w przypadku PiS, ponieważ Tusk jest częścią europejskiego mainstreamu i traktuje się go poważnie, podczas gdy partia Jarosława Kaczyńskiego mogła jedynie pokrzykiwać bez skutku z marginesów europejskiej polityki.

Czytaj też: Parlament Europejski przegłosował pakt migracyjno-azylowy. Warszawa się nie zgadza

Jaki program na wybory europejskie?

Wyzwanie polega na tym, jak przepisać cały ten miejscami ponury krajobraz na pozytywny program wyborczy. Być może coś rzeczywiście zmieniło się w sferze publicznej. Według niedawnego badania IBRiS dla „Rzeczpospolitej” tylko według 53 proc. Polaków zalety obecności w UE przeważają nad wadami, według 25 proc. zalety i wady się równoważą, a zdaniem 17 proc. przeważają wady. Widać głęboki podział partyjny – zalety przeważają według 94 proc. wyborców KO i jedynie 17 proc. wyborców PiS.

Partie koalicji wciąż muszą zatem pozycjonować się jako europejska alternatywa dla eurosceptycznego PiS – ale nie mogą być naiwnie euroentuzjastyczne. Jeśli przyjąć, że polityka obecnego rządu ma równocześnie odpowiadać na zwiększony lęk i brak zaufania do zachodnich partnerów, to naturalną konsekwencją na takie emocje byłoby zapewnienie bezpieczeństwa. I rzeczywiście, ten temat jest żywy wśród wyborców – według ostatniego Eurobarometru mierzącego nastroje obywateli 48 proc. Polaków (a 37 proc. Europejczyków) uznało obronność i bezpieczeństwo za najważniejszy priorytet dla UE.

Rząd Donalda Tuska może przekonywać, że będzie w stanie lepiej zapewniać bezpieczeństwo niż PiS w relacjach z zagranicznymi partnerami, bo ma większe wpływy w UE. Platforma Obywatelska może być po wyborach największą formacją w Europejskiej Partii Ludowej (EPP), której kandydatką na szefową Komisji Europejskiej jest Ursula von der Leyen. Stąd też reaktywacja Trójkąta Weimarskiego – jeśli ktoś ma przekonywać Niemców i Francuzów do zwiększenia wysiłków na rzecz obronności, w naszym interesie, to raczej nie Jarosław Kaczyński. I stąd ogłoszenie przez Tuska przystąpienia do europejskiej tarczy antyrakietowej. Zgodnie z tą wizją mówiło się też o Radosławie Sikorskim, że mógłby objąć nową tekę komisarza ds. obronności.

W praktyce trudno stwierdzić, na ile tego rodzaju wątki mogą mieć przełożenie na wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wybory wciąż będą zdeterminowane raczej przez tematy i emocje wywodzące się z polityki krajowej. Jeśli jednak w kampanii będzie chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa, to już teraz widać, że UE będzie postrzegana w większej mierze przez pryzmat interesów niż wartości – jako narzędzie mające pomóc osiągnąć ten cel. A to będzie przypuszczalnie pogłębiać proces demitologizacji Zachodu, co może być dla naszej polityki zjawiskiem zdrowym, ale czego nie należy przedawkować.

Paradoksalnie w celu poprawienia nastrojów w Polsce Donald Tusk musi budzić z obronnościowej drzemki społeczeństwa i przywódców Europy Zachodniej. Jest to zadanie daleko wykraczające poza kampanię wyborczą. Ale z pewnością może pokazywać, że ma do tego lepsze narzędzia niż PiS.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną