Jedno wesele niczego nie zmieni

Jedno wesele niczego nie zmieni

Potrzeba wielu lat, zanim przepracujemy tematy trudne dla Polaków Grzegorz Niziołek – wykładowca, kurator, dramaturg, krytyk. Profesor w Katedrze Teatru i Dramatu UJ oraz na Wydziale Reżyserii i Dramaturgii AST im. Stanisława Wyspiańskiego. Współzałożyciel i wieloletni redaktor naczelny „Didaskaliów”. Dramaturg m.in. „Mein Kampf” w reżyserii Jakuba Skrzywanka (Teatr Powszechny w Warszawie, 2019) oraz „Wesela” Mai Kleczewskiej. Maja Kleczewska – reżyserka teatralna, wybitna interpretatorka twórczości Czechowa, Szekspira i Jelinek. Jej spektakle były pokazywane m.in. na festiwalach w Wenecji, Paryżu, Londynie, Berlinie, Tbilisi, Seulu, Madrycie, Nitrze, Moskwie. Laureatka Paszportu „Polityki” (2006) i Srebrnego Lwa na Biennale di Venezia (2017). W 2021 r. w Teatrze im. Słowackiego odbyła się premiera „Dziadów” Adama Mickiewicza w jej reżyserii, a w marcu 2024 r. „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Po 123 latach od prapremiery „Wesela” spektakl powrócił na scenę krakowskiego Teatru im. Słowackiego. Liczba symboliczna, bo na tyle też lat Polska zniknęła z map Europy. To kontekst ważny dla samego spektaklu? Maja Kleczewska: – Rozmowy o „Weselu” rozpoczęliśmy z dyrektorem teatru Krzysztofem Głuchowskim przed październikowymi wyborami. Kiedy zapytał mnie o interpretację, powiedziałam, że będzie zależała od tego, w jakiej rzeczywistości obudzimy się po głosowaniu. „Wesele” to tekst, który reaguje na tu i teraz; na bieżącą sytuację. Grzegorz Niziołek: – To nie jest okrągła rocznica, więc nie robimy spektaklu z okazji jubileuszu. Natomiast wiemy, że od premiery upłynęły 123 lata, a jeżeli jest to tekst uważany za kanoniczny, za jeden z najważniejszych dramatów narodowych, aktualny przez cały XX w., i ponoć nadal jest lustrem, w którym można się przejrzeć, to pozostaje sprawdzić tę aktualność – czy sztuka Wyspiańskiego pomieści historię, która tu się dzieje przez ponad sto lat, i podźwignie doświadczenia współczesne. Dramat wychodzi z tej konfrontacji zwycięsko. Wyspiański jest bezlitosnym obserwatorem społecznych mikrosytuacji, które wchłaniają współczesne konteksty. Bez potrzeby dopisywania lub dodawania innych tekstów. Czy Wyspiański sam w sobie jest współczesny? M.K.: – Na początku wydawało nam się, że nie jest; że może już nie uda nam się w tekście Wyspiańskiego przejrzeć. Drugi akt był szczególnie problematyczny przez to, że postacie, które przywołuje, dla autora były współczesne i żywe, ale dla nas takie nie są. Stańczyk odnosił się do stańczyków, czyli opcji politycznej w Galicji. Emocje związane z Branickim były wówczas czytelne, Rycerz Czarny był bohaterem utworu Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Wyspiański wprowadza te postacie, by wzbudzić w ówczesnym widzu emocje i opowiedzieć o przestrzeni zbiorowej nieświadomości, upiornym obciążeniu pamięcią. Szukaliśmy w tym porozumienia z naszym współczesnym doświadczeniem. By postacie te były nie tylko matejkowskimi figurami, historycznym cytatem czy sentymentalnym gestem. G.N.: – Świetnie to przedstawia Franciszek Ziejka w książce o „Weselu” i mitach polskich, w której analizuje postacie widm jako symbole ówczesnych postaw politycznych, zwłaszcza konserwatywnych. Wernyhora wiąże się z dość mało realistyczną już wtedy wizją przyszłej Polski „od morza do morza”, w granicach dawnej Rzeczypospolitej, bez uwzględnienia ruchów narodowych Ukraińców czy Białorusinów, którzy wcale nie marzyli o powrocie pod polskie panowanie.  Pierwsze wrażenie było więc takie, że tamta rozmowa o Polsce jest anachroniczna, mocno osadzona w konkretnych realiach historii, w języku, w świadomości. Co więcej, „Wesele” jest napisane – co zauważono już wielokrotnie – z pozycji inteligenckiej. Z perspektywy miasta i panów. Szczegółowo przebadała to Maria Renata Mayenowa, wybitna teoretyczka literatury pochodzenia żydowskiego, w przedwojennym doktoracie napisanym pod nazwiskiem Rachela Kapłanowa. Choćby postać Szeli podtrzymuje stereotyp krwawego rzeźnika, ukształtowany w antychłopskiej, porabacyjnej propagandzie szlacheckiej. Wyspiański pozwala sobie na nieco wyższościowy ton względem chłopskiego świata? G.N.: – To widać chociażby po tym, ile tekstu zostaje przydzielone postaciom miejskim, a ile wiejskim – jak są widoczne i które są bardziej przez Wyspiańskiego eksponowane. To panowie charakteryzują i siebie, i chłopów. To oni wyznaczają horyzont społecznej samoświadomości. M.K.: – Niewiele jest w „Weselu” miejsc, w których rozmawiają ze sobą wyłącznie chłopi. To np. scena Ojca z Dziadem czy Ojca z Marysią. Albo krótka rozmowa Marysi z Jagusią, czyli Panną Młodą. Pragnęliśmy te postacie – Czepca, Ojca, Dziada, ale i kobiece bohaterki – wyeksponować.  By nadać im szerszy, ludzki wymiar? G.N.: – Jesteśmy w toku gorącej debaty o ludowej historii Polski. Temat chłopów powraca

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 18/2024, 2024

Kategorie: Kultura, Wywiady