Kupił kurs za 57 zł, komornik zagroził, że zajmie mu konta. "Zostałem trzeciodłużnikiem"

"Zostałem 'trzeciodłużnikiem' (nawet nie wiedziałem, że takie słowo istnieje), a komornik przysłał mi pismo z pogróżkami" - zaczyna swój wpis w mediach społecznościowych twórca cyfrowy i dziennikarz technologiczny Jakub Mrugalski. Wszystko to mimo, że nie miał żadnego zaległego długu. Wyjaśnienie jest proste dla prawników, ale dla "zwykłego Kowalskiego" może być zaskakujące.
Dzisiaj serce zabiło mi mocniej. Zostałem "trzeciodłużnikiem" (nawet nie wiedziałem, że takie słowo istnieje), a komornik przysłał mi pismo z pogróżkami

- pisze w swoich mediach społecznościowych Jakub Mrugalski, twórca cyfrowy, redaktor w portalu Niebezpiecznik.pl. 

Wyjaśnia, że w lutym kupił kurs online za 57 zł "u jednegoz  bardzo znanych Youtuberów i TikTokerów". Płatność zrealizował od razu. Po trzech miesiącach otrzymał list polecony od komornika, a w nim groźby zablokowania konta bankowego oraz horrendalne sumy: 15336,96 zł zaległości, opłata komornicza 2379 zł, koszt wysłania listu 228 zł, odsetki 529 zł.

Zobacz wideo Przejmowanie długu przez spadkobiercę. Co można zrobić? "Można odrzucić spadek"

Po kontakcie z kancelarią komorniczą okazało się, że Jakub Mrugalski jest "trzeciodłużnikiem" (a zapewne bardziej konkretnie: potencjalnym trzeciodłużnikiem). Co to oznacza? Najprościej rzecz ujmując: trzeciodłużnik to dłużnik dłużnika. W tej konkretnej sytuacji komornik ściągał długi od YouTubera - autora kursu, który kupił Mrugalski. W tym celu szukał osób, które z kolei temuż YouTuberowi mogły "wisieć" pieniądze. Podobno kancelaria komornicza podobne listy co Mrugalskiemu wysłała wszystkim klientom autora kursu.

Sprawa zakończyła się dla Jakuba Mrugalskiego w dość prosty sposób: został poinstruowany, że jeśli prześle komornikowi oświadczenie o tym, że nie ma długów wobec YouTubera, to uniknie egzekucji.

Kuriozum czy zwykła procedura?

Dla "zwykłego Kowalskiego" sytuacja może wydawać się kuriozalna: oto komornik w skomplikowanym piśmie straszy dużymi zaległościami i zajęciem konta, mimo że żadnych długów się nie ma. Ba, zignorowanie takiego pisma grozi rozpoczęciem procedury egzekucji, a także dodatkową, kilkutysięczną karą pieniężną. 

Jednocześnie dla ekspertów sytuacja jest raczej jasna.

Zwykłe zajęcie wierzytelności, zapewne komornik znalazł listę kontrahentów dłużnika np. z danych Urzędu Skarbowego. Należy odpowiedzieć komornikowi, że wierzytelność była, ale została dawno zapłacona, a innych nie ma - i to kończy sprawę. Zajęcie Twoich rachunków bankowych w takiej sprawie jest niemożliwe. Brak odpowiedzi na takie zajęcie potencjalnie może skutkować grzywną, co jest dosyć logiczne. Gdybyś był wierzycielem (osobą, której ktoś nie oddał należnych pieniędzy i zwróciła się do komornika) to właśnie byś oczekiwał by komornik starał się odzyskać Twój dług

- pisze jeden z nich na Facebooku.

embed

W podobnym tonie wypowiada się inny prawnik, który ubolewa, że "pisma urzędowe są totalnie niezrozumiałe", ale "tak naprawdę nie wydarzyło się nic czego nie da się prosto wytłumaczyć".

To samo zresztą w kolejnym wpisie zaznacza Mrugalski.

Pismo, jakie otrzymałem, jest normalną procedurą komorniczą, tylko zrealizowaną w trochę nieudolny sposób i ubraną w niecodzienne słownictwo. (...) Nowomowa zawarta w piśmie była dla mnie trudna do zrozumienia - np. "Ekspektatywy wierzytelności dłużnika zabezpieczone na koncie wezwanego celem uregulowania należności względem wierzyciela" brzmi... no sami wiecie jak

- pisze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.