nt_logo

Oto jak 20 lat temu pisano o koniach z Morskiego Oka. "Zamęczane pracą na śmierć"

Alan Wysocki

10 maja 2024, 11:56 · 1 minuta czytania
Konie na Morskim Oku cierpią od wielu lat. Zachowały się nawet stare relacje opisujące, co działo się na popularnym szlaku turystycznym. Jedną z nich przytoczyła dla naTemat Anna Plaszczyk z Fundacji Viva. "To chyba jedyny park narodowy na świecie, gdzie konie są zamęczane pracą na śmierć" – pisał w 2003 roku wybitny przewodnik tatrzański Jan Gąsienica Roj.


Oto jak 20 lat temu pisano o koniach z Morskiego Oka. "Zamęczane pracą na śmierć"

Alan Wysocki
10 maja 2024, 11:56 • 1 minuta czytania
Konie na Morskim Oku cierpią od wielu lat. Zachowały się nawet stare relacje opisujące, co działo się na popularnym szlaku turystycznym. Jedną z nich przytoczyła dla naTemat Anna Plaszczyk z Fundacji Viva. "To chyba jedyny park narodowy na świecie, gdzie konie są zamęczane pracą na śmierć" – pisał w 2003 roku wybitny przewodnik tatrzański Jan Gąsienica Roj.
Konie na Morskim Oku. Ujawniamy, co pisano o nich 20 lat temu. Fot. Stanisław Kowalczuk / East News

Jak pisaliśmy w naTemat, w minionym tygodniu Fundacja Viva ujawniła kolejne szokujące nagranie z trasy na Morskie Oko.

Na krótkim filmiku widać wyraźnie, że ciągnący zaprzęg z turystami koń nagle padł na ziemię i nie był w stanie się podnieść. Klienci opuścili wóz i biernie przyglądali się całemu zdarzeniu. Wtedy fiakier podszedł do konia i uderzył go w pysk.


Ujawniamy, jak 20 temu pisano o koniach na Morskim Oku. "Zamęczane na śmierć"

Równolegle fiakrzy (i nie tylko oni) opowiadają, że kochają konie bardziej niż swoje żony. Tymczasem, sytuacja koni na Morskim Oku jest dramatyczna już od przełomu XX i XXI wieku.

W rozmowie z naTemat o historii powozów konnych na trasie turystycznej powiedziała Anna Plaszczyk, która z ramienia Vivy zajmuje się sytuacją tych zwierząt od 2014 roku.

– W dwudziestoleciu międzywojennym na tej trasie konie ciągnęły dorożki dla dwóch bądź czterech pasażerów. Po II wojnie światowej te konie nie wróciły na trasę. Jeździły tam autobusy, można było dojechać własnym samochodem, czego oczywiście też nie popieram – mówi.

I dodaje: – Trasę wyłączono w 1986 roku ze względu na uszkodzenie drogi. Dwie dorożki wpuszczono na trasę dopiero 1989 roku. Ten biznes się rozrastał, a pod koniec XX wieku te konie ciągnęły nawet po 30 osób. Jest wiele relacji na ten temat.

Plaszczyk powołuje się na relację spisaną w 2003 roku przez wybitnego przewodnika po Tatrach i ratownika TOPR, Jana Gąsienicę Roja.

– Pisał: "Zwracam się do dyrektora TPN i tych, którzy wydają zezwolenia i licencje wozakom. Na Palenicy Białczańskiej od wielu lat konie padają ze zmęczenia na drodze. To chyba jedyny park narodowy na świecie, gdzie konie są zamęczane pracą na śmierć" – przytacza.

– Dziś to obciążenie jest trochę mniejsze. Konie ciągną do góry 12 osób dorosłych, 5 dzieci do 4. roku życia. Do tego nieograniczona liczba bagaży. W dół ciągną 15 osób dorosłych, 5 dzieci i nieograniczoną liczbę bagaży. Czyli niewiele się zmieniło – podsumowuje.