Różne wyroki w sprawie "Jeb... PiS". W Gdańsku grzywna, w Przemyślu uniewinnienie

Młoda gdańszczanka musi zapłacić 50 zł grzywny, bo Sąd Rejonowy uznał, że podczas manifestacji użyła słów nieprzyzwoitych. Sprzeciw zapowiada już prof. Michał Romanowski, który przygotował szczegółową opinię tłumaczącą, dlaczego nawet ostra, wyrażana publicznie forma krytyki władzy jest dopuszczalna. Na bazie jego argumentów sąd w Przemyślu wydał zupełnie inny wyrok w bardzo podobnej sprawie.

Gdańsk. Jeden z protestów po orzeczeniu TK w sprawie aborcjiPiotr Olejarczyk / Onet
Gdańsk. Jeden z protestów po orzeczeniu TK w sprawie aborcji
  • 22-letnia gdańszczanka z Fundacji Widzialne krzyczała na manifestacji hasła "Jeb... PiS". Wezwanie na policję dostała kilka miesięcy później
  • "Władze, które wykorzystują prawo karne, aby zakazać manifestowania w przestrzeni publicznej ich krytycznej oceny za pomocą takich haseł jak "J...ć PiS" lub "Pier... każdy rząd" zachowują się jak władze w systemach totalitarnych (...)" — napisał w opinii reprezentujący ją mecenas Romanowski
  • Mecenas powoływał się też na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Cytował wyrok z października 2008 r., gdzie Trybunał orzekł, że przedstawiciele władzy muszą tolerować krytykę, nawet wyrażoną w obraźliwej formie
  • W rozmowie z Onetem profesor podkreślał, że takie orzecznictwo jest uniwersalne i trzeba byłoby je także stosować, gdyby w Polsce zmienił się rząd, a podczas zgromadzenia spontanicznego ludzie skandowaliby hasła w stylu "Jeb... PO"
  • Sąd w Gdańsku uznał, że Landowska złamała art. 141 Kodeksu Wykroczeń
  • W analogicznej sprawie z Przemyśla sąd dopuścił opinię Romanowskiego jako dowód i uniewinnił kobietę, która na manifestacji krzyczała hasła "Jeb... PiS" i "Wyp...ać"
  • Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
reklama

W sierpniu 2021 r. po kilku miesiącach od protestu w sprawie zakazu aborcji Julia Landowska dostała od policji wezwanie na przesłuchanie. Funkcjonariusze zarzucali 22-letniej gdańszczance złamanie artykułu 141 Kodeksu Wykroczeń, który odnosi się do używania słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym. Chodziło o skandowanie hasła "Jeb... PIS".

— Można odnieść wrażenie, że władza odczekała kilka miesięcy, aż sprawa Strajku Kobiet przycichnie i teraz wraca do tamtych protestów — komentowała w rozmowie z Onetem Landowska.

Sprawa trafiła do sądu. Landowskiej, która jest członkinią Fundacji Widzialne, w sukurs przyszli znani prawnicy. Jeden z nich, mecenas prof. Michał Romanowski (to on m.in. reprezentował zawieszonego przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego sędziego Pawła Juszczyszyna) przygotował opinię, w której odniósł się do zarzutów postawionych Landowskiej.

Nie ma znaczenia czy jest to PiS, czy PO. Władza powinna mieć grubą skórę

"W demokratycznym państwie prawa używanie słów "J...ć PiS" w miejscu publicznym podczas zgromadzenia spontanicznego wyrażającego sprzeciw wobec tzw. Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji stanowi wyraz dozwolonej krytyki" — argumentował prof. Romanowski.

"Użycie przez Julię słów "J...ć PiS" w odpowiedzi na wyrok z dnia 22 października 2020 r. w sprawie zakazu aborcji podporządkowanego PiS tzw. Trybunału Konstytucyjnego, uzasadnia interes publiczny rozumiany jako ochrona godności Kobiety przed sprowadzeniem jej do roli reproduktora" — pisał w opinii profesor.

reklama

Zwracał uwagę, że dosadne określenia pod adresem rządu padają też np. z ust raperów.

"Władze, które wykorzystują prawo karne, aby zakazać manifestowania w przestrzeni publicznej krytycznej oceny ich postępowania za pomocą takich haseł jak "J...ć PiS" lub "Pier... każdy rząd" zachowują się jak władze w systemach totalitarnych dopuszczających wyłącznie przychylne, lub neutralne oceny partii rządzącej" — pisał mecenas.

Mecenas powoływał się też na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Cytował wyrok z października 2008 r., gdzie Trybunał orzekł, że przedstawiciele władzy muszą tolerować krytykę, nawet wyrażoną w obraźliwej formie.

W rozmowie z Onetem profesor podkreślał, że takie orzecznictwo jest uniwersalne i trzeba byłoby je także stosować, gdyby w Polsce zmienił się rząd, a podczas zgromadzenia spontanicznego ludzie skandowaliby hasła w stylu "Jeb... PO".

Gdański sąd uznał, że kobieta złamała prawo. Mecenas zapowiada sprzeciw

Argumenty prof. Romanowskiego nie przekonały jednak gdańskiego sądu i ten kilka dni temu orzekł, że Landowska złamała artykuł 141 Kodeksu Wykroczeń (w nim jest mowa o używaniu słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym) i nałożył na nią karę 50 zł.

"Zamierzamy złożyć sprzeciw od tego wyroku, bo wiemy, że prawo stoi po naszej stronie. Nie walczymy już tutaj tylko o naszą sprawę, tylko o tysiące innych osób, którym podobne zarzuty zostały złożone po zeszłorocznych protestach, a czują się osamotnione i zastraszone. Wierzymy w sprawiedliwe orzekanie wyroków, a nie takie, które jest podyktowane przypodobaniem się osobom aktualnie rządzącym. Możemy obiecać, że nie ucichniemy za 50 złotych, ani za 100, ani za 10 000" — w odpowiedzi piszą przedstawicielki Fundacji Widzialne.

W rozmowie z Onetem prof. Romanowski zwraca uwagę, że wyrok gdańskiego Sądu Rejonowego zapadł zaocznie, na posiedzeniu niejawnym, a wydawał go asesor.

reklama

— Od takiego wyroki przysługuje mi sprzeciw, i na pewno taki sprzeciw złożę. Sprawa zacznie się od nowa. Będę wnioskował, by była ona rozpatrywana na posiedzeniu jawnym — mówi mecenas.

Rozmówca Onetu zauważa, że w analogicznej sprawie z Przemyśla sąd wydał zupełnie inny wyrok niż w Gdańsku.

— Tam sąd dopuścił moją opinię jako dowód prywatny i wydał orzeczenie zgodnie z moją opinią — podkreśla.

Analogiczna sprawa, ale wyrok inny

Wyrok z Przemyśla, o którym mówi prof. Romanowski, zapadł 6 grudnia 2021 r. Tamtejszy Sąd Rejonowy uniewinnił kobietę, która była oskarżona, że podczas zgromadzenia "przy użyciu mikrofonu z nagłośnieniem używała słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym". Oskarżona kobieta krzyczała na manifestacji hasła: "Jeb... PIS" i "Wyp...ać".

W uzasadnieniu wyroku sąd z Przemyśla powołał się m.in. na art. 54 Konstytucji RP (każdemu zapewnia się wolność wyrażania własnych opinii) i na Europejską Konwencję Praw Człowieka.

Sąd uznał, że kobieta działała "w granicach swoich praw obywatelskich, wyrażając negatywną opinię na temat wydanego orzeczenia, a w konsekwencji ocenę dotyczącą aktualnie rządzącej partii. Stopień wulgarności nie odbiega przy tym od słownictwa używanego w przestrzeni publicznej nagminnie, w tym przez samych polityków".

"Słowa obwinionej kierowane były w trakcie protestu, do jego uczestników i przez nich powtarzane jako wyraz dezaprobaty wobec wydanego przez TK orzeczenia. Słowa te nie spotkały się z niczyim protestem, czy też nie wywołały zgorszenia żadnych postronnych osób. Nie bez znaczenia jest również, iż sprawa została wszczęta z urzędu, po blisko roku od zdarzenia" — napisał w uzasadnieniu sąd w Przemyślu.

Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Piotr Olejarczyk

Źródło: Onet
Data utworzenia: 18 stycznia 2022, 12:53
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.