Ujawniamy nielegalną inwigilację policji. Spóźnione śledztwo prokuratury?
W latach 2007-2009 w polskiej policji dochodziło do nielegalnych podsłuchów i inwigilacji. Dziennikarze śledczy Radia ZET i portalu RadioZET.pl dotarli do dowodów na nielegalne działania w Biurze Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Sprawę wyjaśniano po zmianie rządów na polecenie Mariusza Błaszczaka, ówczesnego szefa MSWiA. Prokuratura umorzyła jednak śledztwo w 2018 roku ze względu na przedawnienie czynów.
Na początku rządów PiS w 2015 roku nowi zwierzchnicy policji z MSW często krytykowali nadużycia swoich poprzedników. Szybko stracili zapał do rozliczeń. Kiedy ministrem był Mariusz Błaszczak, po jego poleceniach zwolniono większość wysokich rangą policjantów i zastąpiono ich jego zaufanymi ludźmi. Jednak po tym, jak jego pierwsza nominacja na szefa policji nadinspektora Zbigniewa Maja, skończyła się skandalem jego zapał osłabł. Gdy objął MON przestał zajmować się policją, a zastępcy zajmowali się już sprawami bieżącymi. Wiele spraw skończyło się cichymi umorzeniami i nikt z partii rządzącej nie starał się ich zgłębiać.
Jak wynika z ustaleń dziennikarzy portalu RadioZET.pl i Radia ZET w śledztwie, które prowadzono w Prokuraturze Okręgowej w Lublinie w latach 2016-2018, natrafiono na ślady nielegalnej inwigilacji. Prokuratorzy sprawdzali m.in. czy zgodnie z prawem używano urządzenia o nazwie „Tester”, które najpierw pozostawało w dyspozycji Biura Spraw Wewnętrznych w KGP, a później w wydziale techniki operacyjnej w Komendzie Stołecznej. Według naszych źródeł urządzenie miało być wykorzystane w szerszym zakresie niż zezwalało na to ówczesne prawo.
- "Tester" mówiąc w uproszczeniu to fałszywy BTS. Może być używany, by śledzić numery znajdujące się w jego zasięgu, ale nie używano go do podsłuchów – przekonywali nas nasi rozmówcy z okolic kierownictwa ówczesnej policji.
Co innego jednak mówią nam eksperci. W dwóch niezależnych źródłach od oficerów znających się na technikach obserwacji usłyszeliśmy, że „Tester” był używany również do podsłuchów, ale:
- Urządzenie na 100 proc. miało możliwość podsłuchu, ale oficjalnie z niej nie korzystano, bo było to niezgodne z prawem – mówi nam jeden z byłych oficerów służb.
Tłumaczy nam, że "Tester" to poprzednik "Pegasusa". Nie ma możliwości przeglądania całej zawartości smartfonów, ale może wykonywać tzw. ciche połączenia i używać telefonu do słuchania zarówno połączeń, jak i tego, co dzieje się, kiedy właściciel telefonu jest aktywny.
Według postanowienia o umorzeniu śledztwa, śledczy badali, czy "doszło do przekroczenia uprawnień polegającego na udzielaniu i wykonywaniu bezprawnych poleceń przez funkcjonariuszy Wydziału I BSW KGP w Warszawie w przedmiocie stosowania środków technicznego wsparcia działań Policji, w celu poznania i utrwalenia treści rozmów telefonicznych oraz treści komunikatów sms nieustalonych osób". Chodziło o "pozyskiwanie danych telekomunikacyjnych od operatorów sieci komórkowej, bez uzasadnienia wyznaczonego okolicznościami postępowań karnych i spraw, w których realizowano czynności operacyjnego rozpoznania na szkodę interesu prywatnego nieustalonych osób".
Z uzasadnienia decyzji wynika, że zebrane dowody, w tym zeznania funkcjonariuszy uprawdopodobniły, że w okresie od 1 stycznia 2007 do 31 grudnia 2009 mogło dochodzić do nielegalnego podsłuchiwania i inwigilowania. Do nielegalnych działań dochodziło w Wydziale I Biura Spraw Wewnętrznych, czyli policji w policji. Utajniony wydział mieścił się w budynku po starym przedszkolu, obok Komendy Głównej Policji na warszawskim Mokotowie. BSW kierował wtedy późniejszy Komendant Główny Policji Marek Działoszyński.
Z zeznań funkcjonariuszy wynika, że polecenia nielegalnych sprawdzeń wydawane były przez przełożonych. "Za fakt należy również uznać iż ustalenia telekomunikacyjne w tego rodzaju sytuacjach były dokonywane odnośnie do numerów abonenckich wskazywanych funkcjonariuszkom na zwykłych kartkach biurowych nie mających rangi dokumentów urzędowych" - czytamy w postanowieniu o umorzeniu śledztwa. Policjanci odpowiedzialni za podsłuchy dostali od przełożonych polecenie wymieniania się imiennymi kartami kryptograficznymi, przez co niemożliwe było ustalenie kto realizował ustalenia.
W 2008 roku po tym jak o nieprawidłowościach poinformowała pisemnie szefa BSW Marka Działoszyńskiego jedna z funkcjonariuszek, wszczęto wewnętrzne dochodzenie. Powstał raport, który potwierdził część nieprawidłowości. Ówczesny Komendant Główny Policji Andrzej Matejuk nie złożył jednak zawiadomienia do prokuratury. "Załatwienie sprawy jednego z raportów, wewnętrznie w policji, uznać należało za zaniechanie, stanowiące niedopełnienie obowiązku " - oceniła w 2018 roku prokuratura.
Działoszyński: W BSW nie dochodziło do nieprawidłowości
W czerwcu 2016 roku sprawę nielegalnych podsłuchów sprzed lat zgłosił szefowi MSWiA Mariuszowi Błaszczakowi jeden z byłych funkcjonariuszy KGP. Nie wiadomo, czy minister interesował się dalszym losem swojego zawiadomienia. Bezsporne jest jednak, że postępowanie przeprowadzono bez przesłuchania osób, które wskazywano jako zaangażowane w nielegalną inwigilację. Mimo że przesłuchano, jak czytamy w umorzeniu „prawie wszystkich funkcjonariuszy Wydziału I BSW, którzy w latach 2007- 2009 pełnili w tym wydziale służbę za wyjątkiem osób podejrzewanych o sprawstwo”. Akurat tych, którzy mieli decydować m.in. o użyciu "Testera" do nielegalnej inwigilacji świadomie pominięto. Wśród „podejrzewanych o sprawstwo” prokurator wymienił dwóch oficerów i ówczesnego szefa BSW, a potem Komendanta Głównego Marka Działoszyńskiego.
Co były szef policji odpowiedział na pytania Radia ZET : "Nie komentuję decyzji prokuratury. W BSW nie dochodziło do nieprawidłowości, które skutkować mogły postępowaniem karnym. Przeprowadzono postępowanie wyjaśniające w tej sprawie".
Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania z obecnej Komendy Głównej Policji, ani od służb prasowych ministra Mariusza Błaszczaka.
Kontakt z autorem: radoslaw.gruca@radiozet.pl
RadioZET.pl