Radosław Fogiel: trzeba by mieć tupet, aby teraz rzucić rękawicę J.Kaczyńskiemu

Jacek Gądek
- Wielokrotnie już prowadziliśmy dyskusje o potencjalnych następcach. Wielu też się czuło delfinami. Myślę, że szukanie następcy prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie służy Prawu i Sprawiedliwości. To jeszcze nie jest ten moment, by dyskutować o następcach - mówi Radosław Fogiel, poseł i wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości.
Zobacz wideo Gdzie pracują najbliżsi polityków PiS? Cezary Tomczyk wymienia grzechy Jacka Sasina

Jacek Gądek: - Dlaczego nie ma żadnej kontr kandydatury wobec Jarosława Kaczyńskiego?

Radosław Fogiel: - Z czysto formalnego punktu widzenia kandydatury zgłasza się na samym kongresie (3 lipca), bo wcześniej trzeba zebrać podpisy poparcia odpowiedniej liczby delegatów.

Nikt nawet nie zgłasza ambicji, by - obok obecnego prezesa - ubiegać się o ten fotel. Nikt.

Bo w sytuacji, w której ubieganie się o reelekcję zapowiada lider, który się sprawdził w trudnych czasach i wielokrotnie wygrywał wybory, przeprowadził nas przez pandemię i kryzys nią spowodowany, to naprawdę trzeba by mieć tupet i niezwykle wysokie mniemanie o sobie, aby rzucić rękawicę Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Polska na tle Europy przechodzi przez pandemię strasznie, bo u nas liczba nadliczbowych zgonów jest wręcz rekordowa. Owszem, gospodarczo i pod względem niskiego bezrobocie jesteśmy w czołówce, ale zdrowotnie to była zapaść.

Wciąż trwają analizy, co jest przyczyną dużej liczby zgonów. Owszem, pandemia zebrała śmiertelne żniwo - to fakt i tak stało się na całym świecie. Z pewnością wpływ miało na to również starzenie się społeczeństwa, ale być może też inne, nieznane jeszcze czynniki. Patrząc chłodno: potencjalnie mogło dojść realizacji dużo gorszych scenariuszy, których udało się jednak uniknąć. Pamiętajmy też, że powstał w Polsce bardzo sprawny system szczepień - jeden z lepszych w Europie.

Zostawmy pandemię. To będzie ostatnia kadencja Jarosława Kaczyńskiego w roli prezesa PiS?

Tak prezes zapowiadał - że to będzie już ostatnia kadencja, ale przed nami 2,5 roku do kolejnych wyborów parlamentarnych i cztery lata kadencji Jarosława Kaczyńskiego w roli szefa partii. I to jest perspektywa podejmowania dalszych decyzji.

15 proc. elektoratu PiS nie chce reelekcji Jarosława Kaczyńskiego na szefa partii, 22 proc. nie ma w tym temacie zdania. Czyli w sumie dla 37 proc. Aż.

Duża część wyborców patrzy na PiS jako ruch polityczny, który realizuje ich oczekiwania. W wyborach parlamentarnych ludzie głosują na partię, wybory jej szefa to kwestia wewnętrzna, tu głos mają członkowie ugrupowania.

Ale widać, że nie ma powszechnej miłości do Jarosława Kaczyńskiego w elektoracie PiS.

Wyborcy nie mają żadnego obowiązku przejawiać miłości do partyjnych liderów ani nawet mieć wyrobionej opinii o nich. Wyborcy raczej oceniają to, w jaki sposób prowadzona jest partia i potem albo na nią głosują, albo nie. Jak do tej pory PiS dwa razy wygrywało wybory parlamentarne zdobywając samodzielną większość, a to najlepsza ocena, jaką mogą liderowi wystawić wyborcy.

Premier Mateusz Morawiecki awansuje w partii na wiceprezesa?

Zgłaszanie kandydatur na wiceprezesów to prerogatywa prezesa. Myślę, że premier ma duże szanse, aby zostać przez Jarosława Kaczyńskiego zgłoszonym, a potem także wybranym w tajnym głosowaniu przez Radę Polityczną.

To wydaje się pewne, ale czy będzie to wskazanie na przyszłego lidera PiS? Następcę Jarosława Kaczyńskiego.

Wielokrotnie już prowadziliśmy dyskusje o potencjalnych następcach. Wielu też się czuło delfinami. Myślę, że szukanie następcy prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie służy Prawu i Sprawiedliwości. To jeszcze nie jest ten moment, by dyskutować o następcach. Na razie każdy ma możliwość wykazać się pracą na tym stanowisku, które zostało mu powierzone.

A czas wiceprezesa Antoniego Macierewicza już się kończy?

Jest niezwykle doświadczonym politykiem z piękną kartą opozycjonisty w czasach PRL. Wciąż jest aktywny w Sejmie. Na pewno się zatem nie kończy.

Jest przede wszystkim szefem Podkomisji Smoleńskiej, która - i mówią to już publicznie rodziny smoleńskie bliskie PiS, domagając się dymisji Macierewicza - jest porażką.

Nie miałbym śmiałości, żeby wchodzić w spory dotyczące rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Mam wiedzę wynikającą z pracy w Komisji Obrony Narodowej. Czekamy na finalizację raportu Podkomisji - wtedy będziemy oceniać efekty jej działań. Na ten moment można na pewno doceniać ogrom prac, jakie Podkomisja wykonała.

I rodziny, i byli już członkowie Podkomisji uznają ją za katastrofę.

Jak mówiłem, nie czuję się upoważniony do bycia arbitrem w tej sprawie.

Macierewicz jest obciążeniem dla PiS?

Nie mam takiego wrażenia. A dlaczego miałby być?

Gdyby nie był obciążeniem, to dalej byłby szefem MON, a rodziny smoleńskie by go chwaliły, a nie żądały dymisji.

Zmiany na stanowiskach rządowych są nieuniknione - włącznie ze stanowiskiem premiera - i wcale nie muszą deprecjonować odchodzących ministrów czy szefa rządu. Czasem potrzeba nowego podejścia, świeżego spojrzenia albo po prostu zadania, które się przed kimś postawiło, zostały wypełnione.

Macierewicz ostanie się zatem w zarządzie partii?

Decyzje w tej sprawie podejmie prezes PiS i Rada Polityczna partii.

Szef klubu PiS Ryszard Terlecki wieszczy renegatom z klubu PiS - czyli grupie Zbigniewa Girzyńskiego - "polityczną śmierć". Nie za ostro? Przecież klub PiS nie ma teraz nawet większości w Sejmie.

Wczoraj się skurczył, dziś powiększył, a co będzie jutro... Pan marszałek daje do zrozumienia, że jest pewien limit odejść i powrotów do PiS, choć jesteśmy znani z dobrego serca i łagodnego usposobienia.

Tak łagodnego, że Jacek Kurski trzy razy wstępował do PiS, a dwa razy był z partii wyrzucany, a dziś kieruje TVP.

Zbigniew Girzyński też już przechodził podobną ścieżkę. Dziś jednak jego odejście z PiS może mieć poważniejsze konsekwencje polityczne, a jeśli w grę wchodzą jego własne ambicje, to nie jest najlepsza sytuacja.

Rzeczywistość jest taka, że nie ma stabilnej większości dla rządu w Sejmie.

To publicystyczna teza - zbyt daleko idąca. Niedługo będą kolejne głosowania w Sejmie. Jestem przekonany, że większość będzie w nich dostrzegalna. Widać to było choćby w głosowaniu nad wotum nieufności dla szefa KPRM Michała Dworczyka - broniło go 237 posłów.

Ale bywały też głosowania, które strona rządowa przegrywała z uwagi na wolty Jarosława Gowina. I bywały też zdejmowane z porządku głosowania, by PiS ich nie przegrało. Teraz Gowin mówi, że będzie wraz ze swoimi posłami głosował przeciwko "radykalnym" podwyżkom podatków dla klasy średniej. Utrącił tym "Polski Ład"?

Jestem jednak dobrej myśli. Słowa samego Gowina mnie w tym wręcz utwierdzają, bo zmiany proponowane w "Polskim Ładzie" nie są radykalnym zwiększeniem podatków. Jest odwrotnie, bo "Ład" oznacza obniżenie podatków dla zdecydowanej większości obywateli. Dla części jest z kolei neutralny. "Polski Ład" jest przywróceniem racjonalnego i sprawiedliwego systemu, bo dziś wciąż mamy sytuację, w której osoby bardzo dobrze zarabiające płacą procentowo o wiele mniejsze podatki niż ci, którzy zarabiają niewiele. Uważamy, że progresja podatkowa jest zdrowa, niemniej żadnych drastycznych wzrostów opodatkowania dla nikogo nie będzie.

Przyjęliśmy zresztą postulat samego Jarosława Gowina o "tarczy ochronnej" dla klasy średniej, a sam premier Gowin będzie jeszcze o kwestiach podatkowych rozmawiał z premierem Morawieckim. Jestem przekonany, że będzie usatysfakcjonowany ostatecznym kształtem zmian w podatkach.

Gdzie jest Beata Szydło?

Pracuje w Parlamencie Europejskim.

A w partii?

Również, choć główne zadanie posłanki do Parlamentu Europejskiego to praca w PE. Tam ją Polacy wybrali, gdy zdobyła rekordową liczbę głosów w wyborach.

A potem zniknęła.

Cały czas jest obecna i jest też wiceprezesem partii. A że praca w PE jest absorbująca, zwłaszcza gdy przykłada się do niej dużą wagę, to już rzecz naturalna.

Pamięta pan choć jeden wywiad z była premier z ostatnich miesięcy?

To, jaką politykę medialną prowadzi Beata Szydło, to już pytanie do pani premier. Jestem przekonany, że woli się skupić na pracy w PE, niż obecności w mediach. Z pewnością mają też na to wpływ medialne ataki na jej rodzinę. Niesprawiedliwe i krzywdzące wobec ludzi, których jedyną „winą" jest to, że są krewnymi pani premier, która miała odwagę zmieniać Polskę zgodnie z wolą wyborców.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.