Premium

Marc? Nie, Mirek. "Najdłużej ścigany przestępca III RP" wpadł, bo symbolicznie nazwał syna

Zdjęcie: TVN24 Łódź/Policja w Łodzi

Przez ostatnie 25 lat przedstawiał się jako Marc Rosso. Dziś znów jest Mirosławem Ż. i znów jest w Polsce, gdzie stanie przed sądem za zabicie i zgwałcenie przed wieloma laty 22-letniej Hanny, studentki prawa.

Marc? Postawny, normalny facet. Obcokrajowiec, który w Rosji mieszkał od lat. Po rosyjsku mówił tak dobrze, że miejscowi zapomnieli, że nie jest stąd. Marc dorabiał jako kierowca, znał się też na komputerach, projektował strony internetowe. Podobno przyjechał tutaj z Francji, bo się zakochał w miejscowej dziewczynie. Razem wychowywali kilkunastoletniego syna. Potem się rozstali, a Marc zamieszkał w bloku pod Iwanowem. 

Tyle o nim mogli wiedzieć miejscowi z Iwanowa: blisko półmilionowego miasta leżącego na północny wschód od Moskwy. Do rosyjskiej stolicy jedzie się stamtąd blisko trzy godziny. Miasto chwali się na swojej stronie internetowej, że działa w nim aż siedem uczelni wyższych. Można tam też przeczytać, że Iwanowo wchodzi w skład "złotego kręgu miast rosyjskich", czyli zalecanej marszruty dla każdego turysty, który w ojczyźnie Bułhakowa chce spędzić kilka dni. 

W Iwanowie mieszka około 400 tys. mieszkańcówGoogle Street View

Miasto, które stało się domem dla Marca, szczyci się też mianem jednego z głównych ośrodków konstruktywizmu. Związki z Polską? Nieszczególnie rozległe. Od 1992 roku Iwanowo jest miastem partnerskim Łodzi. Tej samej Łodzi, z której Marc uciekał w połowie lat 90. Po latach spędzonych za granicą miał prawo już myśleć, że nikt nie skojarzy, iż jego twarz jest widoczna na międzynarodowym liście gończym, który co jakiś czas przypominały polskie media, pisząc o nim, że jest najdłużej ukrywającym się przestępcą w historii III RP. W czerwcu 2025 roku zbrodnia zabójstwa, za którą był ścigany, uległaby przedawnieniu. 

Kiedy do bezkarności zostało mu niecałe pięć lat, do jego drzwi zapukali policjanci. Jak go namierzyli po tylu latach? Bo zdecydował się dać swojemu dziecku symboliczne imię. - To był przełom, gdy odkryliśmy istnienie dziecka tak się nazywającego – przyznaje policjant, który zna kulisy poszukiwania mężczyzny i brał udział w jego przejęciu. 

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam