Tak się mści państwo PiS

Liderki Strajku Kobiet – Marta Lempart, Klementyna Suchanow i Agnieszka Czerederecka – zostały oskarżone o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi przez organizację protestów po antyaborcyjnym wyroku Trybunału Przyłębskiej. Lempart ma dodatkowo zarzuty obrazy policjanta i nawoływania do przestępstwa: zakłócania mszy i niszczenia fasad kościołów.

Informację o akcie oskarżenia władza wypuściła teraz, a kilka dni temu Izba Karna Sądu Najwyższego potwierdziła słuszność dotychczasowej linii orzeczniczej sądów powszechnych: że zgromadzenia organizowane w pandemii nie były nielegalne, bo ich zakaz nie miał podstawy prawnej – władza wprowadziła go rozporządzeniem, a nie ustawą. A zgromadzeń zakazać całkowicie nie miałaby prawa nawet ustawą, bo nie wprowadziła stanu nadzwyczajnego.

Ten wyrok SN nie dotyczy zarzutu, który mają liderki Strajku Kobiet. Prokuratura wykonała tu polecenie Bogdana Święczkowskiego, który już w październiku zeszłego roku wiedział, że władza wprowadziła zakaz zgromadzeń nielegalnie i zastanawiał się, jak mimo to zastosować represje za protesty po wyroku. I wymyślił: art. 165 kk, czyli sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia w postaci zagrożenia epidemiologicznego. Zarzut perfidny, zważywszy że to policja sprowadziła zagrożenie tym, jak traktowała demonstrantów, spychając ludzi do „kotłów” i trzymając ich godzinami, nie pozwalając się rozejść. A do tego wpuszczając w tłum funkcjonariuszy po cywilnemu z pałkami teleskopowymi, którzy prowokowali manifestantów, waląc na oślep. I pryskając spokojnym osobom – w tym posłankom opozycji pokazującym legitymacje – gazem po oczach.

Ani funkcjonariusze wykonujący te rozkazy, ani ich mocodawcy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Nawet służbowej. Przeciwnie, mają zagwarantowaną bezkarność, bo ich czyny służbowo „przedawniły się” po 90 dniach. Sytuacja typowa dla państwa policyjnego: prawo obowiązuje obywateli, ale nie władzę i jej aparat przymusu.

Liderki Strajku Kobiet nawoływały uczestników do noszenia maseczek, co sąd powinien wziąć pod uwagę. Powinien wziąć pod uwagę też różną miarę, jaką prokuratura – w imieniu państwa – mierzy obywateli i funkcjonariuszy. I że zagrożenie powodowali policjanci, a nie demonstranci. Wreszcie to, że oskarżone korzystały z wolności zgromadzeń, że były to zgromadzenia spontaniczne, w obronie podstawowego prawa do dysponowania własnym ciałem, sprowokowane przez władzę, która zarządzając Trybunałem, doprowadziła do wydania niezwykle kontrowersyjnego orzeczenia w samym środku pandemii.

Co do zarzutu dla Marty Lempart za znieważenie policjanta, warto przypomnieć, na czym ono polegało. Otóż otoczona ścisłym kordonem działaczka, wezwana do rozejścia się (jak miała to zrobić w „kotle”?), krzyczała do policjanta, który wydał jej polecenie: „imię, nazwisko i numer służbowy! Taka z was, k…, policja: prawa nie stosujecie. Tfu!”.

„Tfu” nie było splunięciem, bo była w maseczce. Nazwiska i numeru miała prawo się domagać. I tego prawa funkcjonariusz jej odmówił. Czy można twierdzić, że go znieważyła?

Wreszcie zarzut nawoływania do przestępstwa. Chodzi o rozmowę z dziennikarką Radia ZET Beatą Lubecką z 30 listopada, a więc w szczycie protestów. Dziennikarka mówiła, że w ramach strajku nie trzeba wchodzić do kościołów, zakłócając msze, i niszczyć fasad napisami. „Ależ oczywiście, że trzeba! Trzeba robić to, co się czuje, to, co się myśli, to, co jest skuteczne, i to, na co zasłużyli. Drodzy katolicy, na razie jest tak, że macie szansę sprzeciwić się swojemu Kościołowi. Bo na razie bierzecie udział we wszystkich obrzydliwościach, które się dzieją w Kościele. I to wy powinniście się buntować, wasze wspólnoty!”.

Ta sama prokuratura wycofała z sądu akt oskarżenia przeciwko działaczce ONR Justynie Helcyk, która wzywała do nienawiści na tle wyznania i narodowości: „Oni [muzułmanie] uważają, że białe kobiety niemuzułmańskie trzeba gwałcić! Biała Europa zmierza ku upadkowi. Rządzą nami żydowscy imperialiści, a przybysze wyrżną nas wszystkich w pień! Przyjadą po dzieci, staruszki i wszyscy będziemy bez głów! Nie pozwolimy, by islamskie ścierwo zniszczyło naród polski!”. To à propos tego, jak obywatelki i obywatele różnicowani są w traktowaniu – ze względu na poglądy – przez organ państwa, jakim jest prokuratura.

A co do kryminalnego charakteru wypowiedzi Marty Lempart, to warto pamiętać, że wypowiadała się o Kościele katolickim, który stosując naciski na polityków, doprowadził do wymuszenia stosowania się do religijnych standardów przez wszystkich, także ateistów i innowierców. Którego funkcjonariusze nierzadko korzystają z immunitetu na nieodpowiedzialność za drastyczne krzywdzenie dzieci. Który broni obyczajowego prawa mężczyzn do stosowania przemocy domowej. I który nawołuje do nienawiści wobec nieheteronormatywnych członków wspólnoty, nazywając ich „zarazą”. Można więc uznać, że słowa Lempart – dość oględne zresztą – były rodzajem obrony koniecznej: jako niewierząca, kobieta i lesbijka jest nieustannie poddana opresji ze strony Kościoła. Ma prawo do samoobrony i do gniewu.

Sprawa trafiła do sądu. Sędziowie w Polsce sami są ofiarami represji władzy – tej, którą reprezentuje prokuratura – a mimo to pozostają, w większości, niezawiśli.

Ale celem tego aktu oskarżenia nie jest doprowadzenie do skazania liderek Strajku Kobiet – to byłby dla władzy bonus. Celem jest represja, zastraszanie, wywołanie efektu mrożącego, podsycanie nienawiści. To czysta, zinstytucjonalizowana przemoc.