Pracownicy małopolskich lasów oskarżają dyrektora o mobbing. Urzędnicy nie reagują

– Kazał nam wybić sobie z głowy, że ta władza się zmieni. Ostrzegł, że albo wszyscy się podporządkują, albo się sami wyeliminują, albo "my ich wyeliminujemy z życia" – tak według pracowników Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie wyglądają zebrania z dyrektorem. Leśnicy od kilku lat skarżą się na zastraszanie, obrażanie i poniżanie ze strony przełożonego. Poinformowali o tym Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Dyrekcję Generalną Lasów.

Jan Kosiorowski, szef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w KrakowieGrzegorz Makuch / www.krakow.lasy.gov.pl
Jan Kosiorowski, szef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie
  • Jan Kosiorowski to dyrektor regionalny Lasów Państwowych w Krakowie. Stanowisko objął w 2015 r. już za rządów Prawa i Sprawiedliwości
  • – Twierdził, że ma w kieszeni Beatę Szydło, Zbigniewa Ziobrę, Marka Kuchcińskiego i wiele innych osób. Opowiadał, że jeździ do ojca Rydzyka i tam zapadają najważniejsze dla państwa ustalenia, oraz że ma jego całkowite poparcie – słyszymy od pracowników
  • – Zaczął mi grozić. Usłyszałam, że zajmą się mną ludzie Ziobry. Na koniec nazwał mnie "ruską suką" i zapowiedział, że zniszczy mnie i mojego syna – opowiada jedna z byłych pracownic
  • Dyrektor w swoim zachowaniu nie widzi nic złego. – Ja po prostu rządzę twardą ręką – mówi w rozmowie z Onetem. Twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia
  • Jedyną reakcją jest powołanie komisji antymobbingowej, której przewodniczy... najbliższy współpracownik Jana Kosiorowskiego
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

O tym co dzieje się w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie w środowisku leśników mówi się od dawna. Na początku leśnicy i pracownicy administracji o zachowaniach swojego szefa mówili głośno i otwarcie. Później rozmawiało się o tym tylko w gronie zaufanych osób. Obecnie mówi się o tym w konspiracji, bo nadzieje, że coś może się zmienić, są już znikome.

Na przestrzeni ostatniego roku o sytuacji w krakowskich lasach rozmawialiśmy z blisko 20 osobami. To byli i obecni pracownicy. Niektórzy z nich po rozmowie prosili, aby historie, które nam opowiedzieli nie trafiły ostatecznie do publikacji. Podkreślali, że strach przed dyrektorem jest wciąż bardzo duży.

reklama

Kosiorowski to dyrektor regionalny Lasów Państwowych w Krakowie. Stanowisko objął w 2015 r. już za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jest jednym ze współtwórców opisywanej przez Onet fundacji "Dla Niepodległej". W jej skład wchodzą nadleśniczowie podlegli Kosiorowskiemu, a nadleśnictwa podległe krakowskiej dyrekcji wpłaciły już na rzecz fundacji 720 tys. zł.

Kosiorowski w momencie nominacji był przedstawiany przez swoich zwierzchników jako człowiek o dużym doświadczeniu menadżerskim. Trudno to zweryfikować. Wiadomo, że przez jakiś czas pracował w Gminnych Wodociągach w Jerzmanowicach jako inspektor ds. technicznych. Wcześniej był także prezesem zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej "Krakus", z którego został usunięty w 2012 r. "w związku z działaniem na szkodę spółdzielni". Za pierwszych rządów PiS przez kilka miesięcy był również dyrektorem regionalnym w Lasach Państwowych.

"Nazwał mnie »ruską suką« i zapowiedział, że mnie zniszczy"

W 2016 r. – kilka miesięcy po objęciu stanowiska przez Kosiorowskiego – do Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych wpłynęła skarga jednej z pracownic. Zarzucała ona dyrektorowi Kosiorowskiemu mobbing.

Pani Walentyna, która zgłosiła skargę na Kosiorowskiego i przepracowała w Dyrekcji 11 miesięcy, wspomina to jako najgorszy okres w swoim życiu.

– Wcześniej na korytarzach firmy często można było usłyszeć śmiechy i luźne rozmowy. Gdy władzę objął Kosiorowski, wszędzie panowała grobowa cisza – mówi kobieta. – Najbardziej przerażała mnie łatwość, z jaką przybierał różne twarze. W rozmowach w cztery oczy dyrektor był wyjątkowo odrażający, a jego twarz wyglądała jak maska furii i groźby. Wystarczyło jednak, że ktoś nacisnął klamkę gabinetu, a pokornie spuszczał oczy i zamieniał się w pogodnego, wesołego gawędziarza – dodaje.

Nasza rozmówczyni dobrze pamięta moment, kiedy Jan Kosiorowski po raz pierwszy pokazał swoje prawdziwe oblicze. – Dowiedziałam się, że firma nie będzie już płacić za moje studia doktoranckie. Gdy zapytałam dyrektora, dlaczego podjął taką decyzję, wpadł w szał. Krzyczał, że firma nie będzie dokładać do moich zachcianek. Potem zaczął mi grozić. Usłyszałam, że zajmą się mną ludzie Ziobry. Na koniec nazwał mnie "ruską suką" i zapowiedział, że zniszczy mnie i mojego syna – opowiada.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Dyrekcja postanowiła w sierpniu 2016 r. przeprowadzić kontrolę w RDLP w Krakowie.

reklama

W rozmowie z nami kontrolę wspominają osoby pracujące wówczas w RDLP. Dyrektor zaprosił wszystkich pracowników do sali konferencyjnej. – Powiedział do nas: "jeśli ktoś słyszał, że nazwałem pewną kobietę z biura »ruską suką«, to proszę iść do pokoju 309 i zeznać to u pana inspektora" – relacjonuje jeden z naszych rozmówców.

Dyrektor Kosiorowski potwierdza, że faktycznie zwołał takie zebranie. Zaprzecza jednak, aby do kobiety miał mówić w ten sposób.

Z naszych informacji wynika, że jednym z trójki kontrolerów był inspektor Krystian Nowak. Dyrektor Kosiorowski w rozmowie z nami sam przyznał, że to jego znajomy od 30 lat. Pięć miesięcy przed rozpoczęciem kontroli dyrektor Kosiorowski zdecydował, że szefem Nadleśnictwa Niepołomice zostanie Łukasz Nowak, syn inspektora, który badał zarzuty mobbingu. Wcześniej był on leśniczym na Podkarpaciu. Kosiorowski twierdzi, że to przypadek, a Nowaka juniora rekomendowała mu znajoma z Bydgoszczy.

– Kosiorowski to dobry strateg. Postawił na Nowaka, którego łatwo może zmanipulować, a jednocześnie rozpowiada, że jego ojca zna od ponad 30 lat, tworząc wrażenie sieci powiązań – mówi jeden z naszych rozmówców.

"Twierdził, że ma w kieszeni Szydło, Ziobrę, Kuchcińskiego i wielu innych"

– Twierdził, że ma w kieszeni premier Beatę Szydło, ministra Zbigniewa Ziobrę, marszałka Marka Kuchcińskiego i wiele innych osób. Opowiadał, że jeździ do ojca Rydzyka i tam zapadają najważniejsze dla państwa ustalenia, oraz że ma jego całkowite poparcie. To, co jest faktem, mieszało się z tym, co jest mistyfikacją zbudowaną przez dyrektora – mówi jeden z naszych informatorów.

A dyrektor Kosiorowski zręcznie budował obraz człowieka mającego polityczne koneksje. Jednym z przykładów jest wynajęcie gajówki teściowi syna Beaty Szydło. Syn byłej szefowej rządu jest jedną z osób, które mają prawo do korzystania z nieruchomości. Miesięczna opłata za wynajem budynku wynosi 388 zł. Dyrektor krakowskich lasów przekonuje, że leśniczówkę mógł wynająć każdy, a powiązania najemcy z byłą premier nie mają znaczenia.

reklama

To nie jedyne związki leśnika z politykami Prawa i Sprawiedliwości. W kierowanym przez siebie urzędzie Kosiorowski zatrudnił córkę posłanki Barbary Bartuś, która często pojawiała się na uroczystościach współorganizowanych przez krakowską dyrekcję Lasów Państwowych. W rozmowie z nami twierdzi, że "akurat była pod ręką".

Leśnicy "zachęcani" do udziału w politycznych uroczystościach

Leśniczy podlegli Kosiorowskiemu uważają, że ten wykorzystuje ich także do swoich politycznych celów. O co chodzi? – Na spotkaniach, gdzie pojawiają się zaprzyjaźnieni politycy, stawiać się muszą leśniczowie z całego województwa. Nieważne, czy to jakaś uroczystość religijna, czy obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych. Nadleśniczowie otrzymują polecenia od dyrektora, że leśnicy muszą przyjechać – słyszymy. – To się zdarza notorycznie. Jak panowie myślą, dlaczego na miesięcznicach smoleńskich w Krakowie zawsze byli leśnicy? – pytają nasi rozmówcy.

Sprawdziliśmy: leśnicy musieli pojawić się m.in. na otwarciu Parku Miłosierdzia na terenie Centrum Jana Pawła II w Krakowie, na uroczystościach na Wawelu upamiętniających Żołnierzy Wyklętych, na miesięcznicach smoleńskich czy manifestacjach popierających działania rządu związane z wycinką Puszczy Białowieskiej.

– Sytuacja wygląda tak: część osób jedzie, bo jest polecenie z RDLP i jedziemy w ramach delegacji. Reszta leśników jest "proszona" o dobrowolny przyjazd. Wtedy zgadza się na to nadleśniczy i również taka osoba jedzie w ramach delegacji. To są spore kwoty. Trzeba policzyć sobie koszty przejazdów czy delegacji – mówi kolejny z naszych rozmówców.

reklama

– Orientacyjny koszt jednego wydarzenia z udziałem ok. 10–20 osób z jednostki to ok. 5 tys. zł. W to trzeba wliczyć dietę, transport, koszt dnia wolnego dla pracownika za delegację w dzień wolny od pracy lub koszt nieobecności. Mamy 16 nadleśnictw i Regionalną Dyrekcję. To daje nam 85 tys. zł za jedno wydarzenie – wyliczają nasi rozmówcy.

Nowe porządki

Dyrektor Kosiorowski szybko zaczął wprowadzać swoje rządy pod hasłem "walki ze złodziejstwem" w Lasach Państwowych. Chętnie opowiadał o tym podczas licznych narad. Za słowami nie szły jednak konkrety, jak twierdzą osoby biorące udział w tych spotkaniach.

Sprawdziliśmy. Jak wynika z informacji Onetu podczas pięcioletnich rządów Kosiorowskiego, żaden z podległych mu pracowników nie został skazany prawomocnym wyrokiem za kradzież drewna.

– Nigdy nie wiadomo było, w jakim dyrektor przyjdzie nastroju. Najbardziej widoczne było to w czasie narad pracowników. Nikt nie wiedział o której i czy w ogóle przyjdzie. Często wpadał roztrzęsiony, już od progu mówiąc, że spóźnił się, bo ciągle trwają na niego ataki ludzi, którzy chcą przeszkodzić w naprawie państwa. Potem znajdował sobie w grupie osobę, przeważnie najdelikatniejszą ze wszystkich zebranych i wyładowywał na niej swoją wściekłość. "Co się pan na mnie patrzy? Nie podoba się coś panu? Pewnie chciałby pan, żeby mnie wywalili z roboty? O nie, to ja pana wywalę!" – wspomina jeden z pracowników.

Na takie zachowania skarżyli się również pracownicy nadleśnictw, które wizytował Jan Kosiorowski. – W jednym z nadleśnictw na naradzie pracownica naraziła się dyrektorowi tym, że sięgnęła po wodę, która stała na stole. Kosiorowski od razu zaczął na nią krzyczeć: "Pani mnie nie szanuje! Jak się pani zachowuje? To pani jest dla mnie, czy ja dla pani?" – atakował. Po kilku minutach dyrektor się uspokoił, po czym przeszedł do dalszych spraw – opowiada nam nasz informator.

reklama

W opowiadaniach naszych rozmówców często pojawiało się nie tylko krzyki i obraźliwe słowa, jakie słyszeli od dyrektora. Wiele osób zostało też skazanych przez swojego przełożonego na ostracyzm wewnątrz firmy. – Kosiorowski zapowiedział wszystkim, że mają ze mną nie rozmawiać. Mijałam na korytarzu ludzi, z którymi jeszcze do niedawna rozmawiałam i żartowałam. Z dnia na dzień zaczęłam być traktowana jak trędowata – mówi jedna z pracownic RDLP w Krakowie.

– Jan Kosiorowski poniżał mnie, mówiąc, żebym odeszła dobrowolnie do któregoś nadleśnictwa i doceniła jego dobrą wolę, bo "starej baby i do tego kalekiej nikt do pracy nie przyjmie" – opowiada jedna z osób.

"Kazał nam wybić sobie z głowy, że ta władza się zmieni"

Według pracowników krakowskiej dyrekcji lasów ich Jan Kosiorowski uważał, że największym zagrożeniem są ludzie dawnego systemu, którzy starają się skompromitować prawicę. Dlatego nazwanie kogoś "bolszewikiem" jest jedną z najczęstszych obelg w ustach przełożonego.

– Kosiorowskiemu zależy na tym, żeby wśród pracowników panował chaos i strach. Wciąż opowiada o tym, że jesteśmy na celowniku różnych grup nacisku, które chcą zniszczyć jego, lasy, Kościół i cały kraj. Takie eksplozje zdarzają się raz na kilka dni – mówią nam pracownicy.

Od prawej na pierwszym planie: Jan Kosiorowski, Beata Szydło i prof. Janusz Sowa. Profesor to teść syna byłej premier, który wynajmuje od krakowskich lasów gajówkę za bezcenwww.malopolska.uw.gov.pl
Od prawej na pierwszym planie: Jan Kosiorowski, Beata Szydło i prof. Janusz Sowa. Profesor to teść syna byłej premier, który wynajmuje od krakowskich lasów gajówkę za bezcen

Gdy w ubiegłym roku zaczęliśmy badać temat tego, co dzieje się w krakowskiej dyrekcji Lasów Państwowych, Jan Kosiorowski zareagował bardzo nerwowo. Odebrał to jako atak "niemieckich mediów" na polskość lasów.

– 30 września szef zwołał naradę pracowników. Powiedział, że w Małopolsce działa grupa spiskowa, której celem jest obalenie władzy PiS-u i jego jako dyrektora. Przestrzegł wszystkich pracowników przed spotkaniami ze spiskowcami, ponieważ ma on taką sieć agentów, że wie o każdym ich ruchu. Kazał nam wybić sobie z głowy, że ta władza się zmieni. Ostrzegł, że albo wszyscy się podporządkują, albo się sami wyeliminują, albo "my ich wyeliminujemy z życia" – opowiada jedna z osób zatrudniona w dyrekcji.

reklama

Jedną z nielicznych osób, które ośmieliły się przeciwstawić dyrektorowi, był Grzegorz Zubowicz, który w 2016 r. pracował w krakowskiej siedzibie Lasów Państwowych jako inspektor Straży Leśnej – Najbardziej oburzało mnie to, w jaki sposób Kosiorowski odnosił się do kobiet. Powiedziałem mu, żeby przestał się tak zachowywać, bo to, co wyprawia, może być zakwalifikowane jako mobbing – wspomina leśnik. Wtedy Zubowicz z zaufanego pracownika stał się kolejnym z wrogów dyrektora. – Kosiorowski najpierw groził mi, że mnie "załatwi". Potem z dnia na dzień odsunął mnie od najważniejszych spraw. Powiedział podwładnym, że mają nawet nie rozmawiać z tym "głupkiem z Podlasia" – mówi w rozmowie z Onetem.

Skarga pracowników do ministerstwa i dyrekcji

W styczniu do Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych oraz Ministerstwa Klimatu i Środowiska trafiło pismo liczące 15 stron i dotyczące sytuacji w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Złożyła je jedna z pracownic. Onet jest w posiadaniu pism i dokumentacji.

Ostatecznie uznano, że najlepszą jednostką do przeprowadzenia kontroli w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie będzie Dyrekcja Lasów Państwowych w Krakowie. Za powołanie i funkcjonowanie komisji antymobbingowej miał odpowiadać zastępca Jana Kosiorowskiego. W jej skład mieli wejść też pracownicy Dyrekcji, ale ci zrezygnowali uznając, że działania tej komisji nie będą obiektywne.

O sprawę zapytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska. W przesłanym obszernym oświadczeniu urzędnicy wyjaśniają, że żaden przepis nie został złamany i nie widzą nic złego w tym, że działania dyrektora regionalnego ma oceniać jego najbliższy współpracownik.

– Piszesz kolejne pisma, bo wierzysz, że jest jakieś prawo, że ktoś zareaguje. Ale w odpowiedzi dostajesz suche urzędnicze pismo i "kontrolę", w której udział bierze sam Kosiorowski. I coraz więcej osób wierzy, że on jest nietykalny, bo ma tak duże wpływy wśród polityków – kwituje działania ministerstwa jeden z pracowników Lasów.

reklama

– Niedługo ma odejść na emeryturę. Z jednej strony się cieszę, bo nie będę go codziennie oglądać. Ale co to za sprawiedliwość, jeśli on zostanie pożegnany z honorami, odbierze dużą odprawę i pewnie nadal będzie miał wpływ na to, co dzieje się w lasach? – pyta nasz rozmówca.

"Rządzę twardą ręką"

Z dyrektorem Janem Kosiorowskim na przestrzeni ostatniego roku rozmawialiśmy kilka razy. W swoim zachowaniu nie widzi nic złego. – Ja po prostu rządzę twardą ręką – twierdzi.

– Po prostu naruszyłem układ, który chce mnie teraz usunąć. Ten układ miał swoje interesy, które ja naruszyłem – opowiada. Jakie to interesy, tego dyrektor nie jest w stanie wyjaśnić.

– Komisja antymobbingowa została powołana, ma nią zarządzać mój zastępca. Specjalnie się z niej wyłączyłem, aby nikt mi nic nie zarzucił. Procedury zostały dochowane. Widziałem to pismo ze stycznia. Przekazałem je dalej zgodnie z przepisami. Nie mam sobie nic do zarzucenia – kwituje.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@redakcjaonet.pl ; pawel.czernich@redakcjaonet.pl

reklama
reklama

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.

Paweł Czernich
Dawid Serafin

Źródło: Onet
Data utworzenia: 17 maja 2021, 05:55
reklama
Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.