"Było dramatycznie". Paweł Fajdek przeraził wszystkich w eliminacjach rzutu młotem

- 46 razy sprawdzałem torbę, czy wszystko mam - mówi Paweł Fajdek. Gdyby w torbie ze sprzętem chciał wozić wszystkie swoje medale z mistrzostw świata i Europy to byłaby ze trzy kilo cięższa. W środę czterokrotny mistrz świata może do niej dorzucić olimpijski medal.

Pierwszy rzut słaby - 74.28 m. I dopiero dziewiąte miejsce w kwalifikacyjnej grupie A. W drugiej z trzech kolejek Fajdkowi przydarzyło się to:

Zobacz wideo

Biała linia to 70 metrów, a żółta to 77.50 m, czyli minimum kwalifikacyjne. Sędziowie długo biegli do młota fatalnie wyrzuconego przez Fajdka, żeby zmierzyć odległość. Nie musieli, czterokrotny mistrz świata pomiaru nie chciał, celowo wyszedł poza promień koła.

- Po tym rzucie podszedłeś do trenera. Co Ci powiedział? - pytamy Pawła.

- Żebym wszystkich nie stresował - odpowiada.

"Musiałby się świat skończyć, żebym się nie dostał"

Oczekiwanie na ostatni rzut naszego faworyta było nie do wytrzymania. Na igrzyskach w Londynie przepadł w kwalifikacjach. W Rio to samo. Teraz, na swoich trzecich igrzyskach, znów nie wszedłby do finału, gdyby nie poprawił się w ostatniej kolejce.

Ale udało mu się. 76.46 m to nie jest wynik na miarę możliwości Fajdka. Ale taki rezultat dał mu 5. miejsce w grupie A. Ostatecznie Polak awansował do finału po słabszych rezultatach z drugiej grupy eliminacji.

- Raczej musiałby się świat skończyć, żebym się nie dostał do finału - mówił tuż po swoich eliminacjach Fajdek. - Było dramatycznie, stres był najgorszy w życiu. Ten wynik jest niezły. Zrobiłem, co mogłem i wydaje mi się, że na ile mogłem, pokonałem swoje demony - dodaje.

Teraz dwa medale?

- Tyle razy w głowie rozgrywałem te eliminacje, że byłem przygotowany, że będzie taka trudna sytuacja. Przez dziewięć lat się to za mną ciągnęło. To paraliżuje - zwierza nam się Fajdek. - Mocno wierzę w awans do finału. A finał to już jest całkiem nowa rozgrywka.

Fajdek zapewnia, że finałem nie będzie się już tak stresował. Tam ma sześć rzutów, a nie trzy. Jest czas, żeby się rozkręcić i rzucać daleko poza 80 metrów. W tym sezonie rzucił aż 82.98 m - najdalej na świecie.

A jak bardzo stresował się eliminacjami, najlepiej pokazuje taka jego wypowiedź: - Zasnąć nie mogłem. Położyłem się o drugiej, a wstałem już za pięć szósta. Ostatnie przygotowania: 46 razy sprawdzałem torbę, czy wszystko mam. Zjadłem szybie śniadanie: kawałek pizzy na śniadanie, do tego jakiś soczek i wyjazd. O 7.05 już był autobus.

- Organizacyjnie wszystko jest to super, wszystko dograne. Ale eliminacje to taki stres, że trudno opowiedzieć. Na finał zapraszam, oglądajcie. Mam nadzieję, że wystąpię z Wojtkiem i odwalimy kawał dobrej roboty, zdobywając dwa medale - kończy Fajdek.

Finał w środę o godz. 13.15 czasu polskiego

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.