Kultura

Rozprawa Bartłomieja Sienkiewicza z widmami swojego pradziadka

Kiedy pod koniec XIX wieku Henryk Sienkiewicz pisał „Trylogię” i „Krzyżaków”, nie mógł się spodziewać, że ogień megalomańskiej mitologii narodowej, który wówczas rozniecił, ponad sto lat później zostanie w spektakularny sposób przygaszony przez jego własnego prawnuka w randze ministra kultury.

Czymże było osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, jeśli nie pewną formą realizacji sienkiewiczowskich snów o potędze upokorzonego narodu? Henryk Sienkiewicz pisał „ku pokrzepieniu serc”, wiedząc, że taka jest potrzeba chwili, że to się podbitym Polakom spodoba. Stworzył na wpół baśniowe opowieści o potędze dawnej Polski, pełne czarno-białych charakterów, uproszczonej psychologii i moralności. Jak zauważył w swoim Dzienniku Gombrowicz, Sienkiewicz na dekady wpędził nas w nierzeczywistość, stan mentalnej niedojrzałości i zdziecinnienia. Łatwiej jest bowiem żyć marzeniami o swojej wielkości, niż skonfrontować się z rzeczywistością.

Cyniczni „rycerze” Nowogrockiej

Mitotwórczy ogień polskiego noblisty to buchał, to przygasał. Pokrzepiali się nim patrioci międzywojnia i PRL-u, choć światli intelektualiści z pewnym zażenowaniem. Ogień Sienkiewicza zmaterializował się też w postaci wielkich produkcji filmowych, ułatwiających młodzieży szkolnej przyswojenie opasłych tomów słynnego Polaka. Mitologia ta nigdy nie umarła, a jakby czekała dopiero na swój czas.

Kurz: „Dobra zmiana” dowartościowała kulturę – ale tylko jako „kulturę narodową”

I oto osiem lat temu duch Sienkiewicza powrócił i zawładnął umysłami polityków spod sztandaru „dobrej zmiany”. Zaczęło się plucie na Niemcy jako największe zagrożenie dla Polski. Czasem można było odnieść wrażenie, jakbyśmy przygotowywali się do nowej bitwy pod Grunwaldem z naszym odwiecznym wrogiem zza Odry. Powróciła idea jagiellońska w postaci Trójmorza – rodzaju Unii Europejskiej bis – pielęgnowana szczególnie przez prezydenta Dudę, a także duchowe wsparcie ze strony Kościoła katolickiego. Oczywiście było ono wzajemne, co przypominało najlepsze fragmenty powieści Henryka Sienkiewicza, kiedy to kwiat rycerstwa polskiego śpiewał Bogurodzicę przed bitwą z Krzyżakami albo gdy Andrzej Kmicic stawał do boju w obronie Jasnej Góry.

Kiedy nastał czas „dobrej zmiany”, współpraca sacrum i profanum została wyniesiona na nowy, nadzwyczajny poziom. Bogoojczyźniany styl uroczystości państwowych rozlewał się po kraju szerokim strumieniem. Usta prawicowych polityków zaczęły recytować zawzięcie „Bóg, honor, ojczyzna” i wyśpiewywać wszystkie zwrotki hymnu państwowego. Polska zyskała miano Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Zaczęto urządzać biegi tropem wilczym, wieźć się na garbach powstańców warszawskich oraz tzw. żołnierzy wyklętych. Podczas manifestacji skandowano „cześć i chwała bohaterom”, a nierzadko „śmierć wrogom ojczyzny”. Wiele, jeśli nie wszystkie z tych wydarzeń, odbywało się przy akompaniamencie kościelnych modlitw. Minister edukacji propagował zaś zaściankową ksenofobię i straszył dziewczęta utratą cnót niewieścich.

Emancypacja na miarę czasów: czy Bolesław Prus był mizoginem?

Rozniecanie sienkiewiczowskiego żaru w naszym kraju nie byłoby możliwe bez udziału mediów publicznych z TVP na czele, z których ówczesna władza zrobiła sobie partyjny folwark. Telewizja Polska stała się pasem transmisyjnym baśniowej opowieści o Polsce jako potędze, której Niemcy zazdroszczą dobrobytu, jak również nowej synergii czynników kościelnych i państwowych, z miesięcznicami smoleńskimi włącznie. Malując świat w czarno-białych barwach i dehumanizując opozycję, telewizja rządowa, równie skutecznie jak Henryk Sienkiewicz, wpędziła rzesze rodaków w stupor intelektualny, czyniąc z nich bezwolne narzędzie w rękach „małego” – choć tym razem nie szlachetnego, lecz cynicznego – „rycerza” Nowogrodzkiej.

Pisowskie demony nie dadzą za wygraną

Aż pewnego dnia ktoś wyłączył sygnał i przygasił ten buchający ogień. Jak na ironię tym kimś był Bartłomiej Sienkiewicz, prawnuk tego, który ów ogień niegdyś rozniecił.

Wygląda na to, że minister kultury wykazał się sprytem i odwagą. Znalazł lukę prawną i umiejętnie ją wykorzystał. Powołanie się na stosowną uchwałę sejmową i na Kodeks spółek handlowych, jak i na późniejszy ruch prezydenta, odcinający finansowanie mediom publicznym, umożliwiły Bartłomiejowi Sienkiewiczowi postawienie ich w stan likwidacji. Jego działania okazały się skuteczne, ale czy da się je obronić na gruncie obowiązującego w Polsce prawa? Jak można się było spodziewać, zdetronizowana, „bezgrzeszna” prawica oraz równie „praworządny” prezydent Duda zarzucili Sienkiewiczowi dokonanie zamachu na media publiczne i złamanie konstytucji. Swoje zastrzeżenia wyrazili niektórzy konstytucjonaliści, ale też Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W obronie legalności działań ministra stanęli m.in. minister Adam Bodnar i prof. Ewa Łętowska.

Wysiłek pamięci: pomazanie Kościuszki a wymazywanie Afropolaków

W swej naprawczej misji minister kultury nie ograniczył się do mediów rządowych. Otrzeźwiająca gaśnica Bartłomieja Sienkiewicza – w przeciwieństwie do tej brunatnej w rękach posła Brauna – została skierowana również na inne obszary naszej kultury, okopconej przez działania poprzedniej władzy. Wskutek zdecydowanych posunięć ministra spadają dyrektorskie głowy ważnych instytucji kultury i rozpisywane są konkursy na nowych szefów. Odwołano już upolitycznionych dyrektorów Zachęty czy Muzeum II Wojny Światowej. Ważą się losy Instytutu Dmowskiego, który został odcięty od rządowych pieniędzy. Fakt, że część z nich płynęła na działalność Bąkiewicza, jest chyba wystarczającym powodem „zbanowania” tej neoendeckiej instytucji. Zatamowany został też strumień państwowych pieniędzy dla medialnego bosa z Torunia. Jak sobie teraz poradzi sprytny ojciec dyrektor? Skąd weźmie gotówkę na nowe dzieła ku chwale Boga, ojczyzny, a przede wszystkim siebie samego?

Ostatnia decyzja ministra kultury, odcinająca finansowanie czasopismom wyznaniowym i dowartościowująca świeckie na wysokim poziomie merytorycznym, również wydaje się krokiem we właściwą stronę. Zapowiedź połączenia Instytutu Książki z wymagającym sanacji Instytutem Literatury – stworzonym przez PiS – to kolejne dobre posunięcie. Szkoda tylko, że Sienkiewicz nie rozpisał konkursu na dyrektora tej nowej-starej instytucji, a – jak się zdaje – osobiście wyznaczył na to stanowisko Grzegorza Jankowicza. Dyrektorem Narodowego Centrum Kultury został zaś Robert Piasecki, także z pominięciem procedury konkursowej. Wygląda na to, że na drodze ministra „ku nowemu” zdarzają się kroki wstecz.

Jak dalece rozprawa Bartłomieja Sienkiewicza z widmami swojego pradziadka okaże się skuteczna? Czy ten ponadstuletni sienkiewiczowski żar, podniecający naszych konserwatystów, da się kiedykolwiek ugasić? Pamiętamy chociażby prezydenta Bronisława Komorowskiego z dubeltówką i zamiłowaniem do Trylogii albo niektóre posunięcia konserwatywnych liderów Trzeciej Drogi, spuszczając już zasłonę milczenia na poczynania prezydenta Dudy, wkładającego sienkiewiczowską lancę w szprychy rządowego wehikułu. Nie można też zapominać o wytrwałej, kreciej robocie desantu z TVP do TV Republika i innych prawicowych mediów wspieranych przez swego intelektualnego guru, bogoojczyźnianego prof. Andrzeja Nowaka, który dał ostatnio kolejny dowód „sienkiewiczowskiego ukąszenia”, domagając się wymiany starego prezesa PiS na jakżeż uroczych i pełnych wigoru Przemysława Czarnka bądź Patryka Jakiego.

Wygląda na to, że duch przodka ministra grasuje jeszcze tu i ówdzie, choć jego polityczny czerep przebywa w podziemiu, do którego zesłała go porażka wyborcza Zjednoczonej Prawicy. Jednak pisowskie demony nie dadzą za wygraną i tylko czekają na moment, aż koalicji rządowej powinie się noga. Nawiązując do ostatnich wydarzeń, można zaryzykować pytanie, czy przeszkodą, na której przewróci się Koalicja 15 października, nie będzie casus aborcji. Biorąc pod uwagę zamiłowanie Henryka Sienkiewicza do śmierci, krwi i podskórnej erotyki, przy odrobinie wyobraźni można by ją (tzn. aborcję, a dokładnie jej zakaz) również uznać za sienkiewiczowskie widmo.

**

Dominik Pawlikowski – absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim i filologii germańskiej na Uniwersytecie Opolskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij