Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Miliony na Pegasusa. Czego nie pamięta Woś, czego nie podpisywał Ziobro

Michał Woś, były wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry, zeznawał przed komisją śledczą ds. Pegasusa. 27 marca 2024 r. Michał Woś, były wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry, zeznawał przed komisją śledczą ds. Pegasusa. 27 marca 2024 r. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Niepamięć Wosia co do tego, z kim ustalał zakup Pegasusa i skąd wiedział, ile ma przelać pieniędzy do CBA, można potraktować jako niedopełnienie obowiązków. To samo, gdy idzie o Zbigniewa Ziobrę, który „nic nie podpisywał”. Nie podpisywał, znaczy: nie kontrolował.

Michał Woś, były wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry, jak na osobę, u której drugi dzień dokonywane są przeszukania na polecenie prokuratury, przed komisją śledczą ds. Pegasusa zachowywał się wyjątkowo pewnie, z pewną dozą wyższości i nonszalancji.

„Nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia. Wszystko robiłem ściśle zgodnie z przepisami” – zapewniał dziennikarzy, a potem członków komisji śledczej. A to Woś był odpowiedzialny za Fundusz Sprawiedliwości, z pieniędzy którego CBA zakupiło ten system inwigilacyjny.

Można mu wierzyć o tyle, o ile – w istocie – specjalnie zmieniono tak prawo, by móc kupić Pegasusa za pieniądze przeznaczone dla ofiar przestępstw i na pomoc więźniom opuszczającym zakłady karne. Dopisano do kodeksu karnego, że z Funduszu Sprawiedliwości można finansować „zapobieganie przestępczości” (jeśli inwigilację w ogóle można uznać za zapobieganie). Sprawa jednak nie wygląda na czystą, bo nie zmieniono zasady wpisanej do ustaw służb policyjnych – w tym CBA – że ich „działalność jest finansowana z budżetu państwa”.

Czytaj też: Przelewy zatrzymane, prokuratorzy na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę

Komisja śledcza, Pegasus i niepamięć Wosia

Przed komisją poseł Suwerennej Polski kategorycznie twierdził, że to nie oznacza, iż nie mogą być finansowane z innych źródeł. Jednak przed nim zeznawał były prezes NIK i były minister sprawiedliwości oraz Prokurator Generalny, a do tego pomysłodawca utworzenia Funduszu Sprawiedliwości senator Krzysztof Kwiatkowski. Przypomniał, że po pierwsze, główny rzecznik odpowiedzialności finansowej w kancelarii premiera formalnie ocenił, że sfinansowanie Pegasusa poza budżetem było złamaniem tej zasady (choć uznał też, że „znikomo szkodliwym” – bagatela: 25 mln zł). A po drugie, przypomniał genezę przepisu o „finansowaniu z budżetu” służb policyjnych. Bierze się ona z lat 90., gdy rozkwitająca polska „mafia” sponsorowała niedofinansowane komisariaty policji, zakupując im sprzęt, samochody itp., czym zapewniała sobie pewien poziom wyrozumiałości dla mafijnych interesów. Można więc uznać, że Woś działał zgodnie z prawem w podobnym sensie.

Stwierdził, że miał całkowicie wolną rękę na dysponowanie Funduszem Sprawiedliwości (400 mln rocznie), a szef resortu w niczym go nie ograniczał i w żaden sposób nie kontrolował. Sam Zbigniew Ziobro, kilkanaście godzin wcześniej na konferencji prasowej zwołanej pod własnym domem, dokąd w trybie pilnym przyjechał, przerywając leczenie za granicą, też zapewniał dziennikarzy: „Ja niczego nie podpisywałem!”. Te zapewnienia należy przetłumaczyć na: „za nic nie odpowiadam, nie można mi postawić żadnych zarzutów”.

Odpowiadać ma Woś. I się nie wykręca, co najwyżej nie pamięta. Nie pamiętał np., czyj to był pomysł, żeby dać CBA pieniądze na Pegasusa. Pytany był o to ze 20 razy i uparcie powtarzał, że nie pamięta. I tyle. Podpisał kwit na 25 mln zł – i nie pamięta komu. Maglowany uparcie rzucił, że „nie wyklucza, że to mógł być któryś z szefów CBA”, ale zastrzegł, że nie twierdzi, że tak było, tylko że nie może tego wykluczyć… A nie może wykluczyć, bo nie pamięta. Przy czym cały czas twierdził, że dysponował pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości „absolutnie zgodnie z prawem”.

Tymczasem były szef NIK Krzysztof Kwiatkowski podczas swojego przesłuchania zaprezentował slajdy z opatrzonymi datami dokumentami świadczącymi o tym, że pieniądze na Pegasusa załatwiono w ciągu kilku dni i że trzeba było w tym celu zmienić plan finansowy Funduszu Sprawiedliwości na kolejny rok, co wymagało zmiany z dnia na dzień porządku obrad sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Trzeba też było załatwić zgodę wiceministry finansów Teresy Czerwińskiej. Tych pilnych zabiegów dokonywali właśnie Woś i ówczesny dyrektor departamentu spraw rodzinnych i nieletnich Mikołaj Pawlak. Ale wiceministrowi Wosiowi to się zupełnie nie wryło w pamięć i nie pamięta, na czyj wniosek było całe to zamieszanie.

Czytaj też: Bodnar rozbraja bomby podłożone przez PiS i Ziobrę. Czy Dudzie będzie głupio?

Jakie zarzuty szykuje prokuratura

W tzw. swobodnej wypowiedzi na początku przesłuchania Woś wielokrotnie podkreślał, że zakup Pegasusa był konieczny, wynikał z troski o bezpieczeństwo państwa i obywateli i ogólnie był czynem patriotycznym. Bardzo to było wzruszające, i tylko można się zastanawiać nad doborem osób, wobec których stosowano tę broń przeciwko przestępczości mafijnej, terrorystycznej i szpiegowskiej. Jakie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i jego obywateli stanowił szef sztabu wyborczego opozycyjnego ugrupowania politycznego? Jakie adwokat przywódcy opozycji? A jakie prokuratorka z krytycznego wobec Ziobry stowarzyszenia prokuratorów? Szef związku pracodawców? Działacz ruchu samorządowego? Przywódca organizacji rolniczej z ambicjami politycznymi? Emerytowany generał?

Wzruszająca była też troska Wosia o bezpieczeństwo tajemnic państwowych, bo na wiele pytań odpowiadał, że to informacja niejawna. Ale, jak podkreślał senator Kwiatkowski, finansując w ten sposób zakup systemu inwigilacji, Woś i inni narazili na szwank bezpieczeństwo państwa i jego mieszkańców.

I to może być jeden z ewentualnych zarzutów prokuratorskich. Niepamięć Wosia co do tego, z kim ustalał zakup Pegasusa i skąd wiedział, ile ma przelać pieniędzy do CBA, można potraktować jako niedopełnienie obowiązków. To samo, gdy idzie o Zbigniewa Ziobrę, który „nic nie podpisywał”. Nie podpisywał, znaczy: nie kontrolował. A kontrolowanie działań współpracowników i wydatkowania funduszy to był jego obowiązek i odpowiedzialność.

Na razie prokuratura szykuje zarzuty za pozapegasusową działalność Funduszu: ustawiony konkurs na sfinansowanie ośrodka dla ofiar przemocy domowej, który okazuje się studiem nagraniowym fundacji księdza egzorcysty powiązanego – jak pisze Oko.press – z rodziną Ziobrów. Na razie zarzuty postawiono siedmiu osobom, w tym czworgu urzędników ministerstwa i owemu księdzu. Prokuratura zapowiada, że „będą wnioski o uchylenie immunitetów politykom odpowiedzialnym za funkcjonowanie Funduszu Sprawiedliwości”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną