43 proc. Polaków przeczytało w 2023 roku przynajmniej jedną książkę. W 2022 roku osiągnięcie takie deklarowało 34 proc. respondentów. Do zeszłorocznego, rekordowego na przestrzeni ostatnich 10 lat wyniku, porównać można tylko pandemiczny rok 2020, kiedy wynik opiewał na 42 proc., osiągając taki pułap pierwszy raz od 2014 roku.

Nieszczęśliwi nie czytają

Z badania Biblioteki Narodowej wynika, że 57 proc. Polek i Polaków (zwłaszcza tych drugich, o czym za chwilę) nie przeczytało w 2023 roku nawet jednej książki. Dlaczego? Jak tłumaczą autorzy raportu, chociaż korelacje pomiędzy nastrojami społecznymi a czytelnictwem nie są jasne i oczywiste, to, co do zasady, „osoby, które z większym optymizmem patrzą na swoje życie, a także mają poczucie bezpieczeństwa materialnego, częściej czytają”.

Reklama

Tymczasem spośród osób biorących udział w badaniu tylko 39 proc. ma pozytywną wizję swojej przyszłości (w 2022 roku było ich jeszcze mniej – 26 proc.), 54 proc. czuje, że ich życie ma sens (2022 – 42 proc.), 55 proc. cieszy się na nowy dzień (2022 – 42 proc.), 46 proc. postrzega swoje życie jako pełne możliwości (2022 – 29 proc.), a 41 proc. deklaruje, że może robić, to co chce (2022 – 29 proc.). Zatem – równolegle z czytelnictwem – wzrasta jakość życia Polaków i Polek. Nie na tyle jednak mocno, żeby skłonić więcej niż połowę z nas do sięgnięcia po chociaż jedną książkę.

Na powyższe dane warto nałożyć kolejne. Jak wykształcenie wpływa na stosunek do czytelnictwa? Wydaje się, że całkiem wyraźnie. Pozytywny stosunek do tej formy spędzania wolnego czasu deklaruje 54 proc. osób z wyższym wykształceniem, 46 proc. osób z wykształceniem średnim, 31 proc. z wykształceniem zasadniczym zawodowym i 27 proc. z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym.

Czytelnictwo ma twarz wykształconej kobiety

Płeć? 50 proc. kobiet pozytywnie pozycjonuje czytanie, za to tylko 36 proc. mężczyzn (osoby niebinarne nie zostały wyszczególnione w raporcie). Najwięcej czytelników jest w grupie wiekowej 15-18 lat (53 proc.), co jednak autorzy tłumaczą po części lekturami czytanymi obowiązkowo na lekcje języka polskiego. Między 18 a 59 rokiem życia czyta już tylko 45 proc. osób, a im starzej, tym gorzej. Dzieląc grupy wiekowe w nieco inny sposób wykazano, że czytelnictwo cieszy się największą popularnością u osób w przedziale wiekowym 25-39 lat – czyta 48 proc. z nich.

Co w jakiś sposób również przewidywalne, najwyższe czytelnictwo odnotowywane jest wśród mieszkańców i mieszkanek dużych miast. W tych powyżej 200 tysięcy – na poziomie 55 proc. Co ciekawe, osoby mieszkające w małych miastach, do 20 tysięcy mieszkańców, czytają nawet mniej niż ludzie żyjący na wsi – ci pierwsi na poziomie 34 proc., ci drudzy – 41 proc.

Jeśli na podstawie powyższych danych chcielibyśmy stworzyć obraz idealnego czytelnika, czy też raczej czytelniczki, byłaby to młoda kobieta z dużego miasta, z wyższym wykształceniem, raczej nie narzekająca na stan swoich finansów i jakość życia. Na drugim biegunie sytuuje się starszy, niewykształcony mężczyzna z małego miasteczka, niezbyt zadowolony ani ze swojego życia, ani ze swojego portfela. Czy więc, jak pisałam na początku tego tekstu, czytanie jest dystynkcją klasową? W pewnym sensie – tak. O tym, że dla różnych grup społecznych to atrakcyjna czynność, którą warto się wszem i wobec chwalić, świadczy popularność takich fanpagów na Facebooku jak „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka”.

„Rozdzielenie” lepsze od „Czarodziejskiej Góry”

Z drugiej strony – pojawiają się głosy o krzywdzących skutkach takiego jak wyżej ujęcia tematu. W końcu czytanie, choć wartościowe, poszerzające horyzonty i otwierające na różne głosy i perspektywy, nie jest jedynym wartościowym hobby. Osoby mające dość fetyszyzowania czytelnictwa wspominają, że równie chwalebne jest spędzanie czasu z najbliższymi, uprawianie sportów, a w niektórych przypadkach – obejrzenie serialu na Netfliksie.

Osobiście jest mi blisko do tego stanowiska. Pamiętam moją lekturę słynnej „Czarodziejskiej Góry” Thomasa Manna. Wielkie to było rozczarowanie, szczególnie najsłynniejszą chyba z całej książki polemiką Settembriniego i Naphty, która wydała mi się strasznie trywialna. Dużo więcej do myślenia dał mi serial „Rozdzielenie” – jak dla mnie dowód na to, że arcydzieło spotkać możesz nawet na platformie streamingowej. To oczywiście tylko wybrane przykłady z morza innych przykładów.

Puentując – rozwijać empatię i poszerzać horyzonty można na wiele różnych sposobów, choć oczywiście czytanie uchodzi (co nie znaczy, że jest) za sposób nieco szlachetniejszy niż oglądanie seriali. Z pewnością, jeśli do tej pory nie przepadaliście za spędzaniem wolnego czasu z książką, warto się przełamać. W końcu umiejętność przeczytania, zrozumienia i dyskutowania o jakimś tekście przychodzi wraz z praktyką. A chyba nie chcemy być narodem analfabetów?