Osamotnieni pracownicy są skazani na klęskę

Osamotnieni pracownicy są skazani na klęskę

Kto skontroluje Państwową Inspekcję Pracy?

Wytwórnia trumien w Nowym Tomyślu. Upał. 36-letni Wasyl Czornej, obywatel Ukrainy, źle się czuje. Grażyna F., właścicielka firmy, każe mu napić się wody i poleżeć na posadzce. Żeby się schłodził. Wasyl traci przytomność. Sergiej, inny Ukrainiec, próbuje reanimować rodaka. Domaga się wezwania karetki. Grażyna F. zabrania powiadamiania pogotowia. Przy pomocy Sergieja pakuje nieprzytomnego Wasyla do samochodu. Rozważa, czy zostawić go w lesie, czy na terenie sąsiedniej firmy. Po namyśle wybiera las.

Wasyla porzuca po przejechaniu 100 km. Dzień później ciało znajduje leśniczy. Do akcji wkraczają organa ścigania i Państwowa Inspekcja Pracy. Prokuratura oskarża Grażynę F. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci. Inspektorzy PIP stwierdzają, że Wasyl strugał trumny bez umowy. Ustalają, że wymaganych przez przepisy umów nie mieli także pozostali pracownicy.

Prawda o przestrzeganiu prawa pracy w Polsce wychodzi na jaw w dramatycznych okolicznościach, bo instytucje odpowiedzialne za egzekwowanie przepisów cierpią na systemową impotencję.

Śmieciówek przybywa

Na straży uprawnień pracowniczych stoją związki zawodowe, sądy, Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) oraz Rada Ochrony Pracy (ROP). Jeśli do tego dołożymy policję i prokuraturę, zestaw wygląda obiecująco. Wyłącznie z pozoru. Polacy są jedną z mniej uzwiązkowionych nacji w Europie, najliczniejsza Solidarność wykazuje aktywność niemal wyłącznie w państwowych firmach i spółkach skarbu państwa, na dodatek słusznie uważana jest za bojówkę prezesa Kaczyńskiego. Ponadto w ostatnich latach w sądach zlikwidowano kilkadziesiąt wydziałów pracy i ubezpieczeń społecznych, co przyczyniło się do wydłużenia postępowań. Długotrwałość procesów, konieczność dojeżdżania latami do oddalonych o kilkaset kilometrów sądów zniechęca pracowników do dochodzenia swoich praw. Nawet najstarsi adwokaci nie pamiętają, by jakikolwiek proces wszczęty z powództwa pracownika o przywrócenie do pracy zakończył się przed upływem okresu wypowiedzenia. I nic dziwnego – wypowiedzenie trwa maksimum trzy miesiące, a średni czas postępowania przed sądem pracy jest cztery razy dłuższy. Przywrócenie do pracy po roku od złożenia pozwu ma sens tylko wtedy, gdy pracownik nie podjął w tym czasie innego zatrudnienia, ale tak długie pozostawanie bez pracy oznacza pauperyzację i zadłużenie.

Policja i prokuratura mają pewne możliwości, bo Kodeks karny zawiera pracowniczy art. 218 par. 1a: „Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Ale rzadko z niego korzystają.

Rezultat: osamotnieni pracownicy są skazani na klęskę. Pracodawcy wiedzą zaś, że mogą bezkarnie gwałcić prawo pracy, więc wypowiadają umowy o pracę pod dowolnym pretekstem, nie wypłacają wynagrodzeń, oszukują przy wyliczaniu należności za urlop i masowo zatrudniają na umowach śmieciowych. Mimo że czynności wykonywane przez pracowników ewidentnie wykazują cechy stosunku pracy. Czyli jasne jest, że zamiast na podstawie umowy o dzieło czy umowy-zlecenia powinni być zatrudnieni na podstawie umowy o pracę.

Według najnowszych danych 2,3 mln z prawie 17 mln pracowników najemnych wylewa poty na podstawie umów śmieciowych. W 2020 r. umów-zleceń i pokrewnych było o 1 mln mniej. To porażka Zjednoczonej Prawicy, która, począwszy od 2015 r., regularnie przysięgała wyborcom, że doprowadzi do zniesienia śmieciówek – wątek ten pojawiał się w programach wyborczych i w exposé Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego. Ale do klęski doszło nie tylko dlatego, że populiści zawsze więcej obiecują, niż dają – po prostu nie ma komu pilnować interesów pracowników.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 16/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 16/2024, 2024

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 20 kwietnia, 2024, 13:54

    Drogi autorze powyższego artykułu. Proszę treść tego artykułu przekazać gwiazdeczce udawanej lewicy ministrze od udawanej pracy na ministerialnym stołku Dziemianowicz-Bąk. Bo Panią Dziemianowicz-Bąk bardziej niż ciężka i rzetelna praca na rzecz społeczeństwa interesuje pstrykanie sobie fotek na facebooku i walka z wpływami chińskimi i rosyjskimi w Afryce – rozumiem , że Dziemianowicz Bąk jest gotowa jechać do Afryki walczyć osobiście z Grupą Wagnera. Taka partia kawiorowej lewicy jaką jest tzw. Nowa Lewica jest Polakom niepotrzebna i lepiej żeby zniknęła ze sceny politycznej.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 20 kwietnia, 2024, 15:47

    W Polsce żyje niecałe 38 mln ludzi. Na dobrobyt całego naszego kraju pracuje mniej niż połowa, bo ponad 15 mln 129 tys. osób — wynika z raportu GUS poświęconego pracującym dane na temat struktury zatrudnienia na ostatni dzień maja 2023 r. Według waszego artykułu jest w Polsce zatrudnionych 17 mln ludzi. To jest jakaś nieścisłość z tym co podaje GUS. Skąd macie dane że w Polsce jest zatrudnionych 17 mln ludzi?

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 21 kwietnia, 2024, 01:40

    Przecież Polska jest częścią cywilizacji Zachodu , jej silnym ogniwem a tutaj takie barbarzyńskie zachowań tzw. polskich pracodawców. Czy w końcu jest Polska częścią światłej cywilizacji tzw. Zachodu – raju na Ziemi?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy