List kandydatów Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego jeszcze oficjalnie nie przedstawiono. Ale sporo jest przecieków. Najpewniej na listach znajdą się m.in. Joanna Lichocka, Ryszard Czarnecki, Mariusz Kamiński, Jacek Kurski, Daniel Obajtek, Maciej Wąsik.
Sporo wśród kandydatów PiS będzie więc osób, których dotyczą różnego rodzaju zarzuty i wątpliwości. Jak komentowała w "Poranku Radia TOK FM" dr Barbara Brodzińska-Mirowska, chodzi o "wysyłkę ludzi do PE, żeby im dać chwilowe poczucie bezpieczeństwa". - Bo to są immunitety. Uważam, że to, iż ludzie, nad którymi wiszą zarzuty, w nagrodę są wysłani do PE, to nie ruszy elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. PiS wie, że to ludzie, który pociągną listę - oceniła politolożka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>
Kandydaci PiS do europarlamentu. "Splunięcie w twarz"
- To jest środkowy palec pokazany Unii Europejskiej, wyborcom - tak o wysyłaniu do PE ludzi, nad którymi wiszą zarzuty czy wyroki, mówił Leszek Jażdżewski. - To splunięcie w twarz i powiedzenie: "Tutaj narobili afer, uciekają przed polskim wymiar sprawiedliwości". Zero kompetencji - powiedział rozmówca Karoliny Lewickiej.
Redaktor naczelny czasopisma "Liberté!" uważa, że dla PiS europarlament "to rodzaj prywatnej posadki wychodzonej u prezesa". - Znamy przypadki Ryszarda Czarneckiego i spółki, czyli wykorzystywania tego do własnych celów. PiS się nigdy nie szczypał. Dla mnie to fenomen, że partia, która zbudowała się w swoim czasie na pseudo antykorupcyjnym przekazie dziś "ciągnie równo" na wszystkich płaszczyznach - powiedział gość TOK FM.
Jażdżewski dodał, że ma nadzieję, że komisje śledcze i prokuratura "będą w stanie wreszcie dobrać im się do skóry".
