Podrywanie myśliwców to "dmuchanie na zimne". Generał zdradza wojskowe procedury

REKLAMA
Czym jest poderwanie myśliwców? Kiedy i jaką rakietę można zestrzelić? - takie pytania stawiamy sobie, gdy tylko jedna z rakiet naruszy polską strefę powietrzną, lub nasze samoloty są stawiane w stan gotowości. Odpowiedzi udzielił na antenie TOK FM Jan Rajchel, były pilot i generał Polskich Sił Zbrojnych.
REKLAMA

- Poderwanie myśliwców to nic innego, jak start samolotów pełniących aktualnie dyżur bojowy - wyjaśnił w "Programie Pierwszym" Jan Rajchel. Jak przyznał, utrzymywanie tych maszyn w określonych stanach gotowości jest ściśle uzależnione od sytuacji wojskowej danego kraju. Ekspert dodał, że takie działanie ma nie tylko chronić obiekty i ludzi na ziemi - poderwane myśliwce w chwili zagrożenia mogą pospieszyć z pomocą innym samolotom będącym w powietrzu. 

REKLAMA
Zobacz wideo

Poderwanie myśliwców. O co chodzi?

Rozmówca Wojciecha Muzala powiedział, że manewr poderwania myśliwców istnieje "od początku bojowego zastosowania lotnictwa". Rajchel wyjaśnił, że będące w locie samoloty monitorują niebo, by w razie ewentualnego zagrożenia, "zestrzelić środek napadu przeciwnika". - Tego typu działania coraz częściej niestety są podejmowane - powiedział były generał.

Przekazał, że podrywane są nie tylko polskie maszyny, ale też te należące do krajów członkowskich NATO, które u nas stacjonują. - Są reakcją na zagrożenie, które płynie ze strony Federacji Rosyjskiej, a konkretnie w okresie, kiedy są podejmowane działania przeciwko infrastrukturze Ukrainy - wyjaśnił ekspert. 

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Rajchel dodał też, że wrogie rakiety i samoloty są obserwowane na bieżąco, dlatego polscy żołnierze nie są zaskoczeni, gdy któryś z nich narusza naszą przestrzeń powietrzną. Jak przekazał, informacje pochodzą ze źródeł satelitarnego rozpoznania. Gość "Programu Pierwszego" zdradził również, ile czasu zajmuje pilotom myśliwców poderwanie maszyn i dotarcie do obiektu. 

REKLAMA

- Piloci od momentu otrzymania sygnału do startu potrzebują do 15 minut, aby wzbić się w powietrze. No i jeszcze czas dolotu - wyjaśnił były generał. Dodał, że pokonanie trasy z bazy do miejsca naruszenia terytorium zajmuje pilotom kolejne kilkanaście minut.

- Pamiętamy te przynajmniej trzy przypadki - o których wiemy - naruszenia naszej przestrzeni powietrznej przez manewrujące pociski rakietowe Federacji Rosyjskiej - tłumaczył Rajchel. - Gdyby do takiego naruszenia doszło, tak jak to miało miejsce pod Bydgoszczą, poderwanie samolotów wówczas to jest już działanie spóźnione - wyjaśnił ekspert, podkreślając tym samym, jak bardzo istotne jest, by myśliwce były podrywane tuż po wykryciu potencjalnego zagrożenia. - To jest dmuchanie na zimne - dodał. 

Kiedy można zestrzelić rakietę?

Rajchel przybliżył słuchaczom, jak wyglądają procedury zestrzelania rakiet wroga oraz w jaki sposób piloci przygotowują się do tego manewru. -  W okresie pokoju obowiązują nas regulacje prawne, które są zawarte między innymi w ustawie o ochronie granicy państwowej - powiedział były wojskowy. - W takim standardowym przypadku jest wymagana identyfikacja wzrokowa takiego obiektu powietrznego i pilot powinien to zrobić - dodał. 

Cała operacja wydaje się być niezwykle trudna technicznie dla pilota, bowiem odbywa się przy dużej prędkości. Jednak Rajchel wyjaśnił, że w praktyce żołnierze są w stanie poradzić sobie bezproblemowo z tym zadaniem. - Jak gdyby gonimy tę rakietę, oczywiście te prędkości się zerują. Przy tej prędkości rakiety - około 800 km/h - pilot może do niej się zbliżyć i zidentyfikować ją wzrokowo - przekazał. 

REKLAMA

Były generał powiedział również, na kim spoczywa odpowiedzialność zdjęcia wrogiego pocisku, oraz kiedy dokładnie należy to zrobić.

- O zastrzeleniu takiej rakiety decyduje w okresie pokoju dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych - powiedział Rajchel. Dodał, że ostatnie zdanie w tej sprawie należy do pilota, który musi uwzględnić inne czynniki, takie jak obszar, nad którym taki manewr miałby miejsce. - Proszę pamiętać, że te dwie rakiety - ta która leci i ta, którą mamy ją zastrzelić - one muszą spaść na ziemię i to jest kilka ton metalu. Plus głowice bojowe - wyjaśnił. - Taka decyzja jest bardzo trudna, Musimy sobie zdawać sprawę, że one mogą zrobić znacznie więcej krzywdy na ziemi niż przepuszczenie tej rakiety, która ma zamiar opuścić terytorium Polski - dodał gość "Programu Pierwszego".

REKLAMA
Masz zaufanie do polskich żołnierzy?
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory