Kup subskrypcję
Zaloguj się

Wszystko można wyłączyć, ale jaki to ma sens - mówi o Turowie były prezes PGE [TYLKO U NAS]

- Nie widzę takiej możliwości, nie ma zresztą takiej potrzeby - mówi o wyłączeniu Turowa były prezes PGE Krzysztof Kilian. - Na miejscu prezesa PGE zachowywałbym się tak, jakby nic się nie stało - dodaje.

To nie jest problem PGE. To jest problem rządu i ministrów Kurtyki i Sasina - przekonuje Krzysztof Kilian.
To nie jest problem PGE. To jest problem rządu i ministrów Kurtyki i Sasina - przekonuje Krzysztof Kilian. | Foto: STEFAN MASZEWSKI/REPORTER/Krzysztof Kaniewski/REPORTER / East News

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów. To pokłosie skargi wniesionej przez Czechy, dotyczącej rozbudowy kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Turów. Główną przyczyną podnoszoną w pozwie jest negatywny wpływ kopalni na regiony przygraniczne, gdzie zmniejszył się poziom wód gruntowych. Zamknięcie wydobycia w kopalni Turów prawdopodobnie oznaczałoby też zamknięcie elektrowni. O możliwych konsekwencjach tej decyzji oraz sposobie rozwiązania konfliktu z Krzysztofem Kilianem, prezesem PGE w latach 2012-2013, rozmawia Mikołaj Kunica, redaktor naczelny Business Insider Polska.

Mikołaj Kunica, redaktor naczelny Business Insider Polska: Kopalnia i elektrownia w Turowie to dziś temat tak gorący, jak horrendalne ceny truskawek. Co w naszym konflikcie z Czechami poszło nie tak?

Krzysztof Kilian, były prezes PGE: Też bym się chciał dowiedzieć od tych, którzy rządzą, albo od tych, którzy prowadzili te negocjacje, czyli od spółki PGE i Ministerstwa Klimatu. Musiało pójść coś nie tak, skoro nastąpiła taka eskalacja konfliktu. Nie sfinalizowano albo nie skonkludowano negocjacji, które trwały wiele lat, które satysfakcjonowałyby obydwie strony. Przecież Czesi uprzedzali nas i jeszcze na początku lutego czeski minister środowiska był w Polsce. Próbował negocjować i porządkować sprawę Turowa. Niestety zakończyło się to niczym. W efekcie mamy orzeczenie TSUE, który nakazuje w trybie natychmiastowym bez możliwości odwołania się, wyłączenie z funkcjonowania kopalni w Turowie.

Jak nie ma kopalni w Turowie, to nie ma elektrowni w Turowie. Rząd polski zapewne nie zdecyduje się na zastosowanie się do tego wyroku. Sytuacja z Turowem pokazuje, że mamy kolejnego sąsiada, z którym jesteśmy w konflikcie. W zasadzie jesteśmy w konflikcie ze wszystkich sąsiadami. Zaczynamy odczuwać skutki braku sojuszników.

A co dalej z Turowem?

Jedyną drogą do naprawienia tej sytuacji jest natychmiastowy powrót do negocjacji. We wtorek taką próbę podjął w trakcie Rady Europy w Brukseli premier Morawiecki, rozmawiając z premierem Babiszem. Panowie nie do końca się porozumieli, a szef polskiego rządu zbyt pospiesznie ujawnił fakt rozmowy, zapowiadając, że Czesi wycofają roszczenie. Zaledwie kilka godzin później premier Babisz powiedział, że absolutnie nie ma takiej możliwości, Czesi nie wycofują skargi, co oznacza, że spór trwa. Niezależnie od tego, jak będziemy zaklinali rzeczywistość, nie rozwiążemy tej sprawy, dopóki nie usiądziemy do stołu negocjacyjnego.

Największą rolę do odegrania ma Ministerstwo Środowiska. Tymczasem w mojej ocenie ono było mało obecne w czasie tych rozmów, przynajmniej w ostatnim roku. Minister Kurtyka startował jako kandydat na szefa OECD. Nie jest jasne, czy rząd Polski oficjalnie wspierał tę kandydaturę, niemniej minister był bardzo zajęty lobbowaniem swojej osoby.

Wicepremier Sasin, jednocześnie minister aktywów państwowych twierdzi, że w polsko-czeskiej deklaracji nie ma mowy o wyłączaniu kopalni i dodaje, że wykonanie postanowienia TSUE byłoby katastrofalnym ciosem w polską energetykę i polską gospodarkę. Ma rację? Turów to ok. 8 proc. zainstalowanych w Polsce mocy.

Gdyby zamknięto Turów, to faktycznie dla regionu byłaby to katastrofa. Dla systemu energetycznego zawsze jest trudniej, kiedy coś co jest, jest zdolne do funkcjonowania w ramach tego systemu zostaje gwałtownie odłączone, nie mówiąc już o spółce, która traci aktywa, na których zarabia i o miejscach pracy. Niemniej minister Sasin musi uważać, co mówi. Wyrok to jest wyrok. Sprawa dotyczy nie Polskiej Grupy Energetycznej, tylko Polski. Roszczenie i nakaz są skierowane do Państwa Polskiego.

Na miejscu prezesa PGE zachowywałbym się tak, jakby nic się nie stało. To w tym sensie, że nadal bym podtrzymywał produkcję w kopalni i nadal bym produkował prąd, bo jest to zadaniem prezesa grupy. Powinien być tam na miejscu, żeby uspokoić nastroje, wzmocnić przekonanie pracowników, że nic im nie grozi. Ludzie, którzy tam mieszkają i pracują mają prawo czuć się zaniepokojeni możliwością np. utraty pracy.

Turów to także duży problem społeczny. Wspomniany minister Sasin twierdzi, że licząc wraz z rodzinami, likwidacja tego zakładu oznacza utratę dochodów dla 80 tys. osób. Z Turowem kooperuje 3 tys. firm, które zdaniem ministra w scenariuszu zakończenia wydobycia "skazane zostałyby na zagładę".

Minister Sasin, zamiast wieszczyć jak Kasandra różnego rodzaju strategie zagłady, może by pochylił się nad strategią rozwiązania problemu. To chyba jest lepsza strategia, niż ciągłe powtarzanie, jak będzie źle. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby minister Sasin z ministrem Kurtyką usiedli do rozmów po drugiej stronie granicy i rozwiązali ten spór. De facto to jest ich problem. To nie jest problem PGE. To jest problem rządu i tych dwóch ministrów. Ich obowiązkiem konstytucyjnym jest doprowadzenie do złagodzenia bądź zlikwidowania tego zagrożenia. To nie jest klęska żywiołowa czy siła wyższa. Nie ma co straszyć obywateli scenariuszami, na które ma wpływ przede wszystkim rząd. To przez ich zaniechania sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Patrząc na bezpieczeństwo systemu energetycznego w Polsce, wyobraża pan sobie taki scenariusz, w którym Turów zostanie z dnia na dzień wyłączony?

Wszystko można wyłączyć. No ale jaki to ma sens. Coś co jest zdrowym aktywem, co może pracować, może przynosić korzyści zarówno ekonomiczne dla firmy, jak i pracowników, a na końcu dla odbiorców energii, powinno funkcjonować. Nie widzę takiej możliwości, nie ma zresztą takiej potrzeby. Tego typu zdarzenia odbywają się kaskadowo, w sposób zaprojektowany na wiele lat. Niezależnie od tego, co się dzieje z polityką klimatyczną, z Zielonym Ładem, z emisją CO2, to tego typu procesy muszą być przeprowadzone w sposób taki, który gwarantuje bezpieczeństwo dla wszystkich uczestników tego procesu. Dla pracowników, dla firmy, dla struktur regionalnych. Wszyscy muszą być zabezpieczeni. Tak dzisiaj się rozwiązuje tego typu problemy w Unii Europejskiej.

Wyrok TSUE nie nawiązuje do żadnej przyspieszonej restrukturyzacji, jak chcieliby to widzieć różnego rodzaju komentatorzy. Wyrok mówi o tym, jak zareagował Trybunał na roszczenia strony czeskiej. A oznacza to tylko tyle, że strona polska w sposób niewystarczający odpowiadała na roszczenia naszych sąsiadów.

Rządowy plan dla Turowa jest dalekosiężny. Z deklaracji polityków jasno wynika, że Turów ma funkcjonować do 2044 r. Czy z punktu widzenia ekonomiki biznesu, stale i dramatycznie szybko rosnących cen uprawnień do emisji CO2 takie założenia mają sens?

Jeżeli zbudowaliśmy nowy blok energetyczny, to wiadomo, że jego amortyzacja nastąpi nie wcześniej niż po 30 – 35 latach. Tak długo, jak będzie funkcjonował w zgodzie z polityką klimatyczną, nie widzę powodu, aby taki blok wyłączać z eksploatacji. Tak to się robi na całym świecie. Tak robią z aktywami węglowymi Niemcy. Już w grudniu 2018 r. rząd w Berlinie podpisał umowę ze wszystkimi interesariuszami, czyli z elektrowniami, z kopalniami, z pracodawcami, ze związkami zawodowymi i strukturami samorządowymi. Gwarantem porozumienia jest rząd federalny. Opisane są koszty, struktura, pokazany jest pełen harmonogram i budżet programu, który wynosi 43 mld euro. Dokładnie wiadomo, co ma się wydarzyć z niemieckim węglem i węglową energetyką aż do 2038 r. Czy tak nie można zrobić tego w Polsce? No można. Nie można za to udawać, że się coś restrukturyzuje, a jednocześnie mówić, że się pracuje nad modelem restrukturyzacji. Wreszcie musimy usiąść i się zastanowić, jak to ma wyglądać. To jest wielkie wyzwanie.

Ale Polska ma taki dokument. W lutym tego roku został przyjęty i zaprezentowany plan, który się nazywa Polityka Energetyczna Polski. Jak pan ocenia tę strategię? Mamy dzisiaj plan dla polskiej energetyki?

Ta strategia już jest mocno nieaktualna. Mimo że ma dopiero trzy miesiące. Proszę spojrzeć, jak ten dokument był tworzony. Na przykład zapisane w nim prognozy dla cen certyfikatów CO2 już są mocno archiwalne. Nie mają nic wspólnego z terażniejszością, a minęły raptem trzy miesiące od przyjęcia tego dokumentu. To ile jest wart taki plan? Przecież same założenia ekonomiczne są nieaktualne. Może warto wreszcie restrukturyzację polskiej energetyki potraktować nie w sposób polityczny, tylko merytoryczny. Zaprosić do rozmów zainteresowanych ze wszystkich stron. Niezależnie, czy są z PiS, czy też są ze wszystkich możliwych innych stron politycznych. W takim projekcie musi uczestniczyć pełne spektrum zainteresowanych, żeby w zgodzie przeprowadzić sprawną restrukturyzację sektora.

Po tym, jak Mateusz Morawiecki przedwcześnie ogłosił osiągnięcie porozumienia z Czechami w sprawie rzekomego wycofania ich skargi z TSUE, padła z ust szefa polskiego rządu deklaracja inwestycji rzędu 45 mln euro, które miałyby neutralizować problemy geologiczne wynikające z funkcjonowania kopalni w Turowie. Nie sądzi pan, że byłaby to niska cena za utrzymanie Turowa w grze?

Pamiętajmy, że zanim pojawiło się orzeczenie TSUE, mówiono o 30 mln euro, więc już cena za Turów idzie w górę o 50 proc. Zawsze, jak jest kryzys i jest już roszczenie podparte jakimś wyrokiem sądowym, to koszty są większe. Oprócz tego tracimy na prestiżu. Polska pokazuje złą wolę, no a nie ma nic gorszego. Żyjemy w układzie sąsiedzkim, więc musimy działać tak, ażeby zaspokajać swoje roszczenia wzajemnie. To nie oznacza, jak to niektórzy podnoszą, że czeskie czy niemieckie kopalnie, również nie powodują różnego rodzaju strat środowiskowych. Powodują. Co jednak stało na przeszkodzie, żeby również podnosić ten aspekt, żeby zrobić z tego szerszy problem, który istnieje w kopalniach odkrywkowych wszelkiego rodzaju. Zawsze dochodzi tam do obniżenia poziomu wód gruntowych.

Mamy taką organizację jak EuroCoal, czyli stowarzyszenie producentów węgla kamiennego i brunatnego, którzy działają na terenie UE. Można użyć tego stowarzyszenia i np. podnieść taki problem na tym forum. Kwestia obniżenia poziomu wód gruntowych jest wyzwaniem, które występuje we wszystkich tego typu kopalniach, a nie wyłącznie w Turowie. Przekona się pan, że o wodzie za chwilę zrobi się bardzo głośno w całej Unii Europejskiej. Ten temat pojawi się niebawem wysoko na agendzie UE. Obok CO2 woda wyrasta na kolejny problem, który należy zunifikować i zrobić z tego ogólnoeuropejski program. Europa musi porozumieć się co do tego, jak zabezpieczyć się przed utratą dostępu do wody.

PGE generalnie nie ma ostatnio dobrej passy. Pożar taśmociągu w Bełchatowie z poprzedniej soboty do końca maja wyłączył z eksploatacji największy blok energetyczny tego zakładu. W poniedziałek, 17 maja awaria w tej samej elektrowni (konkretnie rozdzielni w Rogowcu) spowodowała wyłączenie 10 z 11 bloków. Przypomnę, Polska Grupa Energetyczna to koncern, który dostarcza niemal 20 proc. energii w całym kraju.

Wyłączenie 10 bloków to nie była awaria w Bełchatowie, tylko w stacji rozdzielczej, która należy do Polskich Sieci Elektroenergetycznych, czyli awaria była u operatora. Ponieważ urządzenia PSE służące do odbioru prądu stały się w jakiś sposób niesprawne, więc zadziałały automatyczne bezpieczniki, które wyłączyły 10 bloków. W ciągu niecałych kilkunastu godzin wszystkie te bloki zostały przywrócone do pracy. To potwierdza niezwykle wysokie kompetencje i dyscyplinę, jakie panują w elektrowni Bełchatów. Zatem jest to firma profesjonalnie i kompetentnie przygotowana do tego, co ma robić.

Pożar taśmociągu należy do kategorii nieszczęśliwych zdarzeń losowych. Oczywiście jest komisja, która zbada, jakie były konkretne przyczyny tego pożaru. Nieszczęściem tego zdarzenia było to, że doszło do niego na dość dużej wysokości. Ale, jak w każdym dużym zakładzie pracy, zawsze może się zdarzyć jakaś awaria. No i awaria się zdarzyła. Wyeliminowała z pracy największy, najbardziej efektywny też w sensie ekonomicznym blok energetyczny.

I mamy tu na końcu Turów. Myślę, że po prostu ta zła koncentracja pozwoli też i uzmysłowi naszym decydentom, że trzeba więcej staranności, więcej uwagi, ale też i więcej kompetencji przyłożyć do zarządzania i przeciwdziałania różnego rodzaju, nazwijmy to, nieprzewidywanym zdarzeniom, takim jak skarga czeska. Co do PGE i Bełchatowa nie mam żadnych uwag. Oni po prostu robią swoje. Firma jest od tego, żeby produkowała energię. W zasadzie nawet nie muszą tego komentować w żaden sposób.