Resort edukacji chce ograniczyć do 50 dni roboczych urlop wypoczynkowy dla uczących w szkołach. Dyrektorzy uważają, że to fikcja, bo i tak będą zwalniać podwładnych ze świadczenia pracy, skoro w budynku nie będzie uczniów.

Nauczyciele mają w ciągu roku ponad trzy miesiące czasu wolnego od pracy. Oczywiście co do zasady, bo np. nauczyciele samorządowi zatrudnieni w przedszkolach oraz dyrektorzy samorządowych placówek oświatowych mają tylko 35 dni urlopu wypoczynkowego. Dlatego Ministerstwo Edukacji i Nauki (MEiN) przy okazji prac nad zmianami w Karcie nauczyciela proponuje uregulowanie na podobnej zasadzie wymiaru urlopu dla wszystkich uczących w szkołach. Ponieważ obecnie w tej kwestii panuje pełna dowolność, resort chce wprowadzić sztywną zasadę, że nauczyciel zatrudniony w samorządowej szkole będzie miał prawo do 50 dni urlopu rocznie (dziś jest znacznie więcej, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie przerwy od zajęć dydaktycznych).
Ferie letnie i zimowe
Zgodnie z art. 64 ustawy z 26 stycznia 1982 r. – Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2215 ze zm.) nauczycielowi zatrudnionemu w szkole, której organizacja pracy przewiduje ferie (np. jak w tym roku szkolnym dziewięć tygodni wakacji i dwa tygodnie ferii zimowych), przysługuje urlop wypoczynkowy w wymiarze odpowiadającym okresowi tej przerwy i w czasie ich trwania. Ustęp 2 tego przepisu zastrzega jednak, że nauczyciel może być zobowiązany np. do udziału w egzaminach poprawkowych lub w planowaniu nowego roku szkolnego (ale może być to nie więcej niż siedem dni roboczych).
Pozostałe dni, takie jak rekolekcje, przerwy świątecznie, dni dyrektorskie (przeznaczone często na wydłużenie długiego weekendu lub przeprowadzenie egzaminów końcowych w poszczególnych typach szkół) co do zasady nie są ewidencjonowane.
– Dyrekcja jest wyrozumiała, bo nie zmusza nas do przychodzenia do szkoły, jeśli np. są dni wolne od zajęć dydaktycznych. Wyznaczane są tylko dyżury i część nauczycieli pojawia się w świetlicy, a pozostali mają wolne – mówi nam kierowniczka świetlicy jednej ze szkół podstawowych na warszawskiej Pradze.
Dzięki takiemu rozwiązaniu liczba dni wolnych od pracy (nie licząc weekendów) może wynieść nawet 70.
– Resort powtarza, że dni wolne od zajęć dydaktycznych nie oznaczają wolnego od pracy dla nauczycieli. Ale przecież to absurd, by cała kadra stawiała się w placówce np. w piątek po Bożym Ciele, skoro dyrekcja ustanowiła ten dzień wolnym od lekcji i nie będzie w niej uczniów – tłumaczy nasza rozmówczyni.
50 dni plus wycieczki
Resort edukacji chce jednak ukrócić takie sytuacje. Zaproponował związkowcom, aby do nowelizacji Karty nauczyciela wpisać, że nauczyciel szkół feryjnych (samorządowych) ma prawo do 50 dni roboczych udzielanych zgodnie z planem urlopów. Nie mógłby jednak wybrać dowolnego dnia w ciągu roku (jak jest w przedszkolach), ale tylko te wolne od zająć dydaktyczno-wychowawczych.
– Według naszych wyliczeń nauczyciele szkolni, rozpoczynając wakacje od 1 lipca, a nie tuż po rozdaniu świadectw w czerwcu, stracą 12 dni urlopu wypoczynkowego. Dojdzie do takiego paradoksu, że w wigilię Bożego Narodzenia będą zastanawiać się, czy pójść na urlop wypoczynkowy, czy może jednak zostać, aby zyskać więcej wolnego podczas przerwy wakacyjnej – przekonuje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Ministerstwo na pocieszenie proponuje przyznanie prawa do dodatkowych dni urlopu wypoczynkowego za dłuższe wycieczki szkolne (oraz dodanie przepisów o delegacjach za podróże służbowe dla nauczycieli opiekujących się uczniami na wycieczkach szkolnych). Tu jednak pojawia się wątpliwość, kiedy ci nauczyciele mieliby skorzystać z tego przywileju, skoro przysługiwałby im tylko w czasie wolnym od lekcji. Szczególnie że szkoły i samorządy starają się oszczędzać i nie wysyłają pedagogów na wycieczki dłuższe niż jednodniowe.
– Załóżmy, że będzie 50 dni roboczych wolnego dla nauczycieli uczących w szkołach. Dziś mamy 45 dni roboczych wakacji, 10 dni roboczych ferii zimowych, nie wspominając już o wolnych dniach dyrektorskich. Czy to znaczy, że nauczyciele po wykorzystaniu tych 50 dni mają przychodzić do placówki i np. porządkować swoje miejsce pracy, a może przełożeni wymuszą na nich wypisanie wniosku urlopowego kosztem krótszych ferii lub wakacji – zastanawia się Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.
Zostanie po staremu
Dyrektorzy wyliczają, że po ewentualnej zmianie przepisów wymiar dni wolnych dla nauczycieli zostanie obniżony o 6 dni (nie biorąc pod uwagę przerw świątecznych, egzaminów i rekolekcji). – Wydaje mi się, że to nie jest duża tragedia, a trochę tę kwestię uporządkuje. Dodatkowo do opinii publicznej rządzący wyślą sygnał, że nauczyciele wreszcie mniej odpoczywają. Jednak jeśli u mnie nauczyciele nie będą już mieć urlopu, a nie będę ich potrzebować na miejscu, to dam im możliwość przygotowywania się do lekcji w domu lub po prostu zwolnię ze świadczenia pracy – mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
Przewiduje, że zwolnienia ze świadczenia pracy będą też stosowane nagminnie w szkołach ponadpodstawowych, gdzie nie jest potrzebna opieka świetlicowa.
Nad tymi i innymi zmianami związanymi z czasem pracy i wynagrodzeniem, awansem zawodowym i oceną nauczycieli prace mają rozpocząć specjalne trzy zespoły powołane przez resort edukacji. Niewykluczone, że część z tych rozwiązań może obowiązywać od nowego roku budżetowego, czyli od stycznia 2022 r.