"Oświadczenia majątkowe Łukasza Mejzy są badane. Jeżeli ta kontrola nie wypadnie pozytywnie, to pewnie będzie dymisja" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM Marek Suski pytany o to, czy wiceminister sportu i turystyki, który miał założyć firmę obiecującą pomoc nieuleczalnie chorym pacjentom, powinien być dalej w rządzie. "Ja bym się czegoś takiego nie chwycił" - stwierdził gość Roberta Mazurka, oceniając działania polegające na namawianiu chorych na kosztowne pseudoterapie.

Artykuł o firmie, której prezesem był Łukasz Mejza, opublikował we wtorek portal Wirtualna Polska. Wiceminister miał zarabiać m.in. na proponowaniu leczenia komórkami macierzystymi dzieci, które cierpią na nieuleczalne choroby. Co więcej: miał osobiście jeździć i przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy im pomogą.

Cena wyjściowa - 80 tys. dolarów. Metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia - czytamy na wp.pl.

O komentarz w sprawie w Porannej rozmowie w RMF FM został poproszony poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Suski. Pytany o to, czy Mejza nadal powinien być wiceministrem, gość Roberta Mazurka odpowiedział: Oświadczenia majątkowe pana Łukasza Mejzy są badane. Jeżeli to badanie wypadnie negatywnie, to pewnie będzie dymisja

Odnosząc się do działania, które miało polegać na namawianiu chorych na kosztowne pseudoterapie, stwierdził: Ja bym się czegoś takiego nie chwycił. Suski dodał, że takie działanie jest "dyskwalifikujące dla każdego".

Polityk pytany przez Roberta Mazurka, czy będzie się wstydził, że Mejza jest wiceministrem w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, odpowiada: Wie pan, to, co ktoś ma czasem na sumieniu, tego nie wiemy. Jeżeli po czasie coś wychodzi, to przede wszystkim taka osoba powinna się wstydzić. Rząd nie jest jasnowidzem, tak jak już mówiłem.

Firma oferowała terapie nieuznawane przez środowisko medyczne

Jak podaje Wirtualna Polska, firma Łukasza Mejzy obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Oferowano nieuznawaną przez środowisko medyczne terapię komórkami macierzystymi - za nie mniej niż 80 tysięcy dolarów. 

Portal dodaje, że wiceminister sportu nie odpowiedział na pytania dziennikarzy. 

Jak broni się Mejza?

Sam Mejza do sprawy odniósł się na Facebooku. We wpisie stwierdził, że autorzy artykułu nie dali mu możliwości odniesienia do "nieprawdziwych tez zawartych w artykule".

Mimo jasnej, pisemnej deklaracji, że na wszystkie pytania odpowiem w ciągu dwóch dni, materiał ukazał się zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak otrzymałem pytania - napisał w mediach społecznościowych.

Wiceminister w dodatku stwierdził, że publikacja jest kolejnym atakiem na jego "wizerunek i dobre imię.", a ukazanie się dotyczących go artykułów wiążę z faktem, że krótkim czasie przed ich opublikowaniem odrzucił propozycje opuszczenia obozu rządowego i przejścia do opozycji.

Takich propozycji zasilenia obozu totalnej opozycji od złożenia ślubowania poselskiego otrzymałem kilka, zawsze odmawiałem. Jednakże w przypadku wcześniejszych propozycji stawką nie było utrzymanie większości rządowej, stąd brutalność i bezwzględność obecnych ataków - napisał Mejza.

Polityk tłumaczy się, że ani on, ani spółka Vinci NeoClinic sp. z o.o. nie wystawili ani jednej faktury i nie zarobili złotówki na działalności opisanej w artykule.

Spółka nigdy nie zamierzała prowadzić i nie prowadziła działalności medycznej. Przedmiotem jej działalności miało być prowadzenie biura turystyki medycznej - czytamy w jego wpisie.