Komentując w rozmowie z „Polską Times” kryzys na granicy polsko-białoruskiej Legutko ocenił, że „oczekiwanie na zdecydowane kroki Unii Europejskiej trąci naiwnością”. - Wspólnota nie posiada żadnych dużych instrumentów ku temu. Może poza rezolucją, sankcjami, pieniędzmi dla Aleksandra Łukaszenki lub dla nas. Unia zajęta jest tylko i wyłącznie sobą. Mińsk nie zajmuje głów brukselskich urzędników - mówił.

Eurodeputowany PiS podkreślił też, że - jak ujął - „prorosyjskość na zachodzie Europy jest powszechna”. - W tej chwili w Niemczech przejmuje władzę koalicja, w której najważniejsza partia, socjaldemokraci, jest oddana Rosji duszą i ciałem. We Francji od lewa do prawa to ugrupowania prorosyjskie. I podobnie gdzie indziej. Stąd zdać się musimy na siły własne i nielicznych sojuszników - powiedział.

Czytaj więcej

Doradca Dudy: Prawicowe partie m.in. z Le Pen to mniejsze zło

Zdaniem Legutki „celem Unii Europejskiej jest obalenie rządu PiS, a już na pewno jest to celem Komisji Europejskiej, europarlamentu i TSUE”. - Te trzy instytucje chciałyby wymienić obóz władzy w Polsce. Tym są zainteresowane obecnie bardziej niż przeciwdziałaniu reżimu białoruskiego. Elity brukselskie interesuje tylko wzrost własnego znaczenia i przejmowanie coraz większych kompetencji, by wtłaczać do państw członkowskich postępowe ideologie. Podobnie sądzą elity w krajach Europy zachodniej - stwierdził.

W związku z tym, zdaniem Legutki, „celem naszego rządu powinno być opieranie się europejskiemu molochowi biurokratycznemu, zarządzanemu przez najsilniejsze kraje na Starym Kontynencie”. - Jeśli nam się to uda, to zachodnia lewica będzie nas przeklinała, opluwała, straszyła i oczerniała – tak, jak to czyni dotąd, lecz jeszcze wścieklej – ale zapiszemy się złotymi zgłoskami w dziejach Europy - mówił. - A jeśli nie? - został zapytany. - To stracimy niepodległość i będziemy czekać kolejne dziesięciolecia na jakiś zryw, by ją znowu odzyskać - odparł poseł PiS do Parlamentu Europejskiego.