Satelity rozpoznawcze dla Polski. Zdolności potrzebne, ale czy warte swojej ceny?

2024-04-26 6:06 Tekst sponsorowany

Za 575 mln euro Polska uzyskała w ramach umowy z 2022 roku tymczasowy dostęp do danych z francuskiej konstelacji i możliwość wystrzelenia dwóch własnych satelitów rozpoznania obrazowego do 2027 roku. „To dobra okazja do wzmocnienia zdolności do wczesnego rozpoznawania zagrożeń” - chwalił się ówczesny minister obrony Mariusz Błaszczak. Starania o zakup satelitów trwały wiele lat, ale czy efekt jest zadowalający? Cóż, okazuje się, że są na świecie państwa, które uzyskają podobne zdolności dziesięć razy taniej i o rok wcześniej… A umowę podpisały w bieżącym roku

Błaszczak Satelity.

i

Autor: Paweł Jaskółka/Super Express; Shutterstock

Spis treści

  1. Żeby uderzać z daleka, trzeba widzieć jeszcze dalej
  2. Ważne decyzje. Spektakularne deklaracje i cena
  3. Dwa satelity w dwa lata. Szybciej, lepiej, taniej?
  4. Różne drogi w kosmos

O tym, że Polska potrzebuje satelitów rozpoznawczych nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Szczególnie po licznych przykładach zastosowania rozpoznania satelitarnego na Ukrainie. Zarówno do wykrywania i przewidywania ruchów wojsk, jak i wskazywania celów dla systemów rakietowych takich jak HIMARS czy Storm Shadow. Obszernie pisałem o tym kilka miesięcy temu, więc odsyłam państwa do tamtego artykułu, aby nie zanudzać tych, którzy temat znają i rozumieją.

Żeby uderzać z daleka, trzeba widzieć jeszcze dalej

Krótko rzecz podsumowując, satelity pozwalają na śledzenie tego, co dzieje się zarówno na samej linii frontu, ale też głęboko na zapleczu. Takie zdolności pozwoliły Ukrainie uderzać np. w rosyjskie magazyny paliwa i amunicji, czy okręty stojące w pozornie bezpiecznych portach na Krymie. Dziś rozdzielczość obrazu jest tak duża, szczególnie po odpowiedniej obróbce, że pozwala na bardzo precyzyjne określenie tego, co widzimy. Rozpoznanie typów pojazdów, ładunków przewożonych i wielu innych istotnych informacji. Natomiast w czasie pokoju to dostęp np. do danych o zasięgu powodzi czy innych klęsk żywiołowych, ale też możliwości planowania i analizy zmian w przyrodzie czy przemyśle w długiej i krótkiej perspektywie czasu.

Polska na poziomie państwowym, ze względu na swoje położenie i wielkość, powinna już od dawna dysponować satelitami rozpoznawczymi i systemem analizy pozyskiwanych przez nie danych. Jednak decyzja w tej kwestii była przez długie lata odwlekana. Procesy przyspieszyły po agresji Rosji na Ukrainę w 2014 roku, a potem w 2022 roku. Decyzje łączyły się przede wszystkim z rozbudową zdolności odstraszania poprzez pozyskiwanie systemów uzbrojenia dalekiego zasięgu, takich jak pociski powietrze-ziemia JASSM i JASSM-ER oraz systemy rakietowe Homar, czyli wyrzutnie HIMARSA uzbrojone w pociski o zasięgu do 300 km. Wymagają one zdolności do wykrywania celów znacznie głębiej na terytorium potencjalnego przeciwnika, niż są w stanie zbierać dane jakiekolwiek systemy rozpoznawcze, znajdujące się na terytorium Polski i w dyspozycji sił zbrojnych naszego kraju.

Ważne decyzje. Spektakularne deklaracje i cena

W grudniu 2022 roku, podczas wizyty w Polsce ministra obrony Francji, w Warszawie zatwierdzono taką umowę z koncernem Airbus Defence and Space i rządem Francji. - „Umowa dotyczy pozyskania na rzecz Wojska Polskiego dwóch satelitów, które będziemy mieli pod naszymi barwami do 2027 roku, wtedy się ten proces zakończy. Niezwykle ważne jest to, że z obrazowania będziemy korzystać już teraz, od czasu podpisania umowy. Umowa dotyczy więc dwóch satelitów, ale także stacji naziemnej, w której będą przetwarzane te obrazy, jakie będą pozyskiwane" – chwalił się ówczesny szef polskiego MON Mariusz Błaszczak.

Kontrakt faktycznie robił wrażenie. Wartość umowy szacowano na około 575 mln euro netto, i dotyczy ona dwóch satelitów, które umożliwią pozyskiwanie danych rozpoznawczych w zakresie rozpoznania obrazowego (IMINT) z dokładnością do 30 cm. Szczegółowa specyfikacja systemu stanowi informację niejawną. Dostawcą tych satelitów jest Airbus Defence and Space, podobnie jak naziemnych systemów do odbioru i obróbki danych oraz kontroli polskiej konstelacji rozpoznawczej. Wyniesienie polskich satelitów w kosmos ma zostać zrealizowane do 2027 roku, jednak już od 2023 roku Francja zobowiązała się udostępnić Siłom Zbrojnym Rzeczypospolitej Polskiej zasoby obecnie funkcjonującej francuskiej konstelacji satelitów Pleiades Neo. Jest to rozwiązanie pomostowe, które umożliwia Polsce realizację przynajmniej części zdolności do czasu realizacji dostawy.

Z rozwiązaniem pomostowym w przypadku prawdziwego kryzysu może być pewien problem. W grudniu 2022 roku, krótko po zawarciu przez Polskę umowy, w wyniku awarii podczas startu rakiety nośnej Vega, utracono dwa z czterech satelitów Pleiades Neo. Na chwilę obecną francuska konstelacja składa się więc tylko z dwóch czynnych satelitów rozpoznawczych. Co więcej, według doniesień medialnych, jeden z nich ma problemy z żyroskopem, co utrudnia pełne wykorzystanie jego możliwości. To jednak kwestie, o których w chwili zwierania umowy nikt się nie spodziewał. Wpływają one jednak na obecną sytuację Polski.

W ostatnich miesiącach, podczas prowadzonego po zmianie władzy w MON audytu, pojawiło się wiele kontrowersji co do podejmowanych w poprzednich latach decyzji. Czasem co do ich zasadności, ale części w kwestii sprawności negocjacji i trybu realizowanych zakupów. Czy tak jest również w tej sprawie, trudno mi w tej chwili odpowiedzieć. Niemniej warto dokonać prostego porównania z transakcją zawartą w lutym 2024 roku, a więc zaledwie dwa miesiące temu. Ale mająca ciekawe powiązanie z naszą historią.

Dwa satelity w dwa lata. Szybciej, lepiej, taniej?

Dokładnie 8 lutego 2024 roku spółka BlackSky poinformowała o podpisaniu wieloletniej umowy z rządem Indonezji, na utworzenie systemów naziemnych oraz dostęp do narzędzi analitycznych i obrazu, jak również wyniesienie do końca roku 2026 dwóch satelitów obserwacyjnych. Mają one zapewniać zobrazowanie o rozdzielczości 35 cm i stanowić zalążek przyszłej indonezyjskiej konstelacji satelitów rozpoznania optycznego i radarowego. Łączna wartość umowy to 50 mln dolarów, czyli równowartość około 47 mln euro.

Partnerem zarówno BlackSky jak i rządu Indonezji jest znana również w Polsce spółka Thales Alenia Space, która ma dostarczyć Dżakarcie satelity do konstelacji współpracujące z satelitami zobrazowania wizualnego BackSky. Do czasu wysłania w kosmos indonezyjskich satelitów, kraj ten będzie korzystać z danych dostarczanych przez BlackSky. Firma dysponuje 16 satelitami obserwacyjnymi.

Warto też odnotować, że BlackSky ma współpracować z indonezyjską państwową firmą zbrojeniową PT Len Industri (Persero) w zakresie budowy systemu satelitarnego oraz elementów naziemnej infrastruktury. Oznacza to nie tylko pozyskanie dwóch satelitów, ale oparcie na nich będącej w dyspozycji kraju-użytkownika konstelacji o dziś publicznie niezdefiniowanej wielkości. Ma ona obejmować satelity optyczne i radarowe, co jak pisałem kilka miesięcy temu, znacznie zwiększa możliwości obserwacji i identyfikacji.

Różne drogi w kosmos

Jak widać, Indonezja uzyska satelity rozpoznawcze rok przed Polską i za znacznie mniejsze środki, przy tym angażując własny przemysł. Wszystko to w czasie około dwóch lat, a nie pięciu. Władzom w Dżakarcie nie umknęło także, że sukcesywnie rośnie rola satelitów radarowych SAR. Sektor ten szybko się rozwija, a możliwości satelitów radarowych, jak pisałem już kilka miesięcy temu, są szczególnie przydatne w naszej części świata. Mogą uzupełnić satelity optyczne, gdy nie są one w pełni skuteczne ze względu na warunki pogodowe.

Warto na koniec odnotować, że przed zawarciem kontraktu z 2022 roku w zakresie satelitów optycznych polski MON znał również ówczesną ofertę spółki BlackSky, jak też co najmniej jednego innego dostawcy rozwiązań tego typu. Dlaczego mimo to zdecydował się na bardzo kosztowną ofertę francuską?

Oczywiście decyzje w zakresie tak kluczowych zdolności jak rozpoznanie satelitarne mają równie wiele niuansów technicznych i ekonomicznych co politycznych, ale warto zadawać pytania. Czy na pewno cena musiała być aż tak wysoka? Czy wykorzystano wszystkie możliwości, również negocjacyjne, jakie dawały alternatywne oferty? Dlaczego zabrakło miejsca dla polskiego przemysłu kosmicznego, który wbrew obiegowym wyobrażeniom działa dość prężnie? W najbliższym czasie pochylimy się nad kwestiami polskich zdolności w kosmosie i ich perspektyw rozwoju. Zachęcam do śledzenia tego tematu na naszych łamach.