Dlaczego młodzi nie poszli na wybory? Powody są przyziemne

Wybory samorządowe ze swojej natury są łatwiejsze dla osób głęboko związanych ze swoimi lokalnymi społecznościami. To jednak nieuchronnie będzie stawać się coraz rzadsze.
Karolina Wiśniowska
Fot. Adobe Stock

Niewielka partycypacja w demokracji na szczeblu lokalnym ma źródło w archaicznych zasadach udziału w głosowaniu i niezachęcającej kampanii wyborczej. Dwóch aspektów kompletnie nieprzystających do realiów życia dzisiejszych dwudziestoparolatków.

W pierwszej turze wyborów samorządowych najmłodsi uprawnieni do głosowania stawili się przy urnach najmniej licznie. W grupie wyborców poniżej 30. roku frekwencja wyniosła poniżej 40 proc. Szmo Kasprzak w tekście opublikowanym na łamach Krytyki Politycznej wskazuje na zniechęcenie spowodowane choćby antydemokratycznymi zasadami panującymi w polskich szkołach oraz brakiem reprezentacji na listach wyborczych. Niewielka partycypacja w demokracji na szczeblu lokalnym ma jednak swoje źródło przede wszystkim w archaicznych zasadach udziału w głosowaniu i niezachęcającej kampanii wyborczej, dwóch aspektów kompletnie nieprzystających do realiów życia dzisiejszych dwudziestoparolatków.

Polska szkoła może zniechęcać do aktywności obywatelskiej. Jeśli nie spotkamy na swojej drodze wyjątkowo zaangażowanych i wychodzących poza bariery systemu nauczycieli, ze szkoły często wyniesiemy raczej negatywny obraz samorządności, partycypacji czy aktywizmu. To wszystko było jednak prawdą również wtedy, gdy do szkół uczęszczali rodzice czy dziadkowie dzisiejszych nastolatków. Dziadkowie i babcie mają jeszcze dodatkowo doświadczenie życia w systemie niedemokratycznym. Mimo to zagłosowali znacznie liczniej. Młodzież nie ufa politykom?

Uczymy apatii, oczekujemy działania. Co zrobić, by młodzi zaczęli głosować?

Owszem, ale również w tej kwestii nie jest wyjątkiem w polskim społeczeństwie. Politycy regularnie wypadają najgorzej we wszystkich rankingach zaufania do zawodów przeprowadzanych na reprezentatywnych próbach. Niskie zaufanie społeczne dotyczy także instytucji państwa oraz współobywateli, jak pokazywali choćby Sadura i Sierakowski w Społeczeństwie populistów. Starsi uczyli się takiego sposobu funkcjonowania dłużej niż młodsi. I przekazali go dalej.

Jednocześnie przedstawiciele generacji Z mają szeroką wiedzę o polityce, a wielu z nich również mocne przekonania, których nie boi się demonstrować, jak przy okazji czarnych protestów. Październikowe wybory przyniosły kolejki do lokali wyborczych. Nie powtórzyło się to jednak w wyborach samorządowych.

Czy młodzież zademonstrowała niezadowolenie z nowego rządu? Znudziła im się już polityka? Październikowa mobilizacja była jednorazowym odstępstwem od normy? To pytania, które zaprzątały głowy publicystów i komentatorów po ogłoszeniu frekwencji. Uważam jednak, że zadecydowała przede wszystkim specyfika tych wyborów, która jest niedostosowana do realiów życia najmłodszego pokolenia wyborców. Krótko mówiąc, powody braku partycypacji dwudziestolatków były zdecydowanie bardziej przyziemne niż przypisywany im przez komentatorów ideologiczny sprzeciw. W obecnej formie głosowanie samorządowe jest dla młodych dorosłych trudno dostępne i bezsensowne – zarówno na etapie rejestracji, jak i na etapie oddawania głosu.

Chcę zagłosować, ale jak?

W przypadku każdych innych wyborów miejsce głosowania może zostać przez wyborcę wybrane dowolnie za pomocą kilku kliknięć. Przed wyborami parlamentarnymi informacje na ten temat były szeroko dystrybuowane dzięki internetowym kampaniom społecznym. Zupełnie inaczej było w przypadku wyborów samorządowych – należało szukać ich na własną rękę – jeśli w ogóle założyło się, że jest możliwe głosowanie poza miejscem zameldowania.

Ale załóżmy, że ktoś znalazł tę informację na czas, czyli więcej niż dziewięć dni przed wyborami. Urząd powinien mieć bowiem pięć dni roboczych na rozpatrzenie wniosku, a ze względu na Wielkanoc przedwyborczy poniedziałek był wolny od pracy. Znów pojawiały się schody, ponieważ aby uprawdopodobnić, że faktycznie mieszkamy tam, gdzie deklarujemy, należy przedstawić dokument, np. umowę najmu czy rachunek za prąd. A przecież tak wielu ludzi wynajmuje mieszkanie w kilka osób czy pomieszkuje u znajomych. Częstsze są też przeprowadzki, co wiąże się z kolejnymi formalnościami, o których łatwo zapomnieć. Problemy się piętrzą.

Jeśli ktoś uprze się więc, aby zagłosować, to dla wielu konieczny jest powrót do miejsca zameldowania. Znów, wyklucza to pewną grupę, która w weekendy pracuje lub z innych powodów nie może sobie pozwolić na wyjazd w tym czasie. Szczególnie że wielu z nich niecały tydzień wcześniej wróciło z domu rodzinnego, który odwiedzali z okazji świąt. To nie zniechęcenie do polityki sprawiło, że nie głosowali.

Chcę zagłosować, ale na kogo?

Ci, którzy szczęśliwie się zarejestrowali, pojechali do domu rodzinnego lub mieszkają w miejscu zameldowania, teoretycznie mogą zagłosować. Tylko jak tu wybrać dobrą kandydatkę? Z miejscowością pochodzenia młodzi wyborcy, którzy wyjechali do większych miast studiować czy pracować, mogą nie mieć już bliskich związków. Niewykluczone więc, że będą zmuszeni korzystać z podpowiedzi rodziny lub strzelać na oślep. Z nowym miejscem zamieszkania z kolei mogą jeszcze nie być związani.

Nawet dla tych młodych wyborców, którzy głosują w miejscu, które dobrze znają, wybór kandydatki, którą warto poprzeć w wyborach samorządowych, jest trudny. Aby oddać głos świadomie, mogą próbować zrobić research, jednak w wyborach lokalnych wcale nie jest regułą, że programy kandydatów dostępne są w internecie. Zwłaszcza jeśli mowa o osobach spoza Warszawy, o której oczywiście we wszelakich mediach jest najgłośniej. A przecież to właśnie internet jest najbardziej naturalną (i właściwie jedyną) formą zdobywania informacji dla pokolenia Z. Dwudziestolatkowie nie oglądają telewizji, nie czytają już papierowej prasy. Do starszych wyborców docierają lokalne gazety czy ulotki, a kandydaci często są ich równolatkami, których znają osobiście. Młodsi znów są wykluczeni. Nic dziwnego, że nie widzą sensu w akcie głosowania.

Wybory nie dla młodych

Biorąc pod uwagę piętrzące się przeszkody to wręcz sukces, że niemal 40 proc. młodych dorosłych zagłosowało na samorządowców. W wyborach, które nie były zbyt głośnym tematem w internecie – do tego stopnia, że wielu podstawowych informacji trzeba było aktywnie i z wyprzedzeniem czasowym szukać. W wyborach, które robią wrażenie, że nie są dla dwudziestolatków, zawieszonych jeszcze często pomiędzy miejscem urodzenia i wychowania a miejscem, w którym studiują czy pracują. W wyborach, które odbywają się niedługo po poprzednich, bardzo głośnych i angażujących dla całego społeczeństwa.

Głosowania samorządowe w obecnej formule nie uwzględniają dostępu dla najmłodszych wyborców. Formalności, które należy spełnić, żeby w ogóle zagłosować, nie zawsze mogą zostać spełnione. Oferta nie jest kierowana do nich ani ze względu na formę przekazu, ani ze względu na jej treść. Nieufność do instytucji czy manifestowanie niezadowolenia jest możliwe, jeśli w ogóle istnieje realny wybór między poinformowanym aktem głosowania a wstrzymaniem się od niego.

Ułatwiać, nie utrudniać

Wybory samorządowe ze swojej natury są łatwiejsze dla osób głęboko związanych ze swoimi lokalnymi społecznościami. To jednak nieuchronnie będzie stawać się coraz rzadsze. Integracja i więzi społeczne dzięki rozwojowi technologii są możliwe bez względu na odległości, a praca i życie osobiste młodych ludzi wymagać będzie coraz częściej mobilności. Myślę, że konieczne jest ułatwienie rejestracji wyborczej w nowych miejscach, przez internet i bez dodatkowych formalności. Niezbędna jest także kampania informacyjna, aby każdy, kto chce, miał szansę skorzystać z tej możliwości.

Andrysiak: Samorząd nam się udał – w latach 90. Dziś wymaga poważnej reformy [rozmowa]

Ponadto, podobnie jak Szmo Kasprzak, uważam, że niezbędny jest udział w wyborach większej liczby młodych ludzi, nie tylko dla reprezentacji swojego pokolenia, ale także jako tych, którzy zdołają przełożyć rozwiązania, jakie mogą zaproponować wspólnoty lokalne, do komunikacji elektronicznej. Trudno tego oczekiwać od radnych wybieranych nieprzerwanie od 1846 roku, prowadzących kampanię polegającą na rozdawaniu ulotek na lokalnym targu w środku roboczego tygodnia.

**

Karolina Wiśniowska – absolwentka prawa oraz filozofii w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka tekstów naukowych i publicystycznych z zakresu bioetyki, filozofii społecznej i filozofii prawa, opublikowanych m.in. w „American Journal of Bioethics”, „Journal of Law and the Biosciences”, „Journal of Neurophilosophy” oraz „Analizie i Egzystencji”.

PiS wygrał. Już zaczęły się rytualne narzekania na wyborców

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij